...

...

9 maja 2015

Miniaturka 2 ~ Wielki dzień [Hayffie]

[...] miłość - to najstraszliwsza spośród rzeczy nieuchronnych. 
Emil Cioran - „Brewiarz zwyciężonych”

- Halo? Jest tu ktoś?

Kiedy Effie Trinket wsiadła rano do pociągu zmierzającego do Dwunastego Dystryktu, nie miała wyznaczonego harmonogramu dnia, nie wiedziała, co będzie robić, z kim się spotka, z kim i o czym porozmawia. Tak bardzo się zmieniła od czasu rewolucji. Po jej rozentuzjazmowanym wyrazie twarzy i radosnym tonie głosu nie pozostał nawet ślad. Stroje w krzykliwych barwach zamieniła na te w bardziej stonowanych odcieniach, zamiast peruki jej twarz okala czupryna jasnobrązowych włosów. W miejsce kilkunastocentymetrowych szpilek pojawiły się wygodniejsze, lecz nadal szykowne buty. Przez wojnę, a może raczej dzięki niej, zrozumiała, co tak naprawdę jest w życiu najważniejsze. Dlatego przyjechała, by to odzyskać, teraz albo nigdy. To był jej jedyny plan.

W Kapitolu ostatnio wiele się działo. Do zaplanowanych przez prezydent Coin Ostatnich Igrzysk w końcu nie doszło, ale mimo to nie obyło się bez zamieszek i dramatów. Ludzie stracili w tej wojnie wiele bliskich osób, nie było chyba rodziny, która nie ucierpiałaby w taki czy inny sposób. Szpitale pękały w szwach od nawału rannych, sierocińce i domy opieki nie miały już miejsca na przyjmowanie kolejnych sierot i kalek. Szerzyły się epidemie, brakowało podstawowych artykułów. Wygodniccy ludzie, nieprzywykli do przerw w dostawach czegokolwiek, wpadali w depresję lub dostawali obłędu. Znieśli tę rewolucję znacznie gorzej niż mieszkańcy dystryktów. Dla zwykłych obywateli Panem to było wyzwolenie, bilet do lepszego życia, dla Kapitolińczyków był to wyrok, nóż w plecy. "Kraj, który ich karmił, kochał i chronił" teraz zwrócił się przeciwko nim. Istne szaleństwo. Udało się przetrwać nielicznym. Panna Trinket była jedną z nich. Teraz wróciła do najdalszego, najbiedniejszego dystryktu, by... no właśnie, po co?

Na peronie w Dwunastce panowała cisza. Nikt nie zauważył pociągu z Kapitolu, który niemal bezszelestnie odjechał w stronę kolejnego celu. Z oddali dochodziły odgłosy nawołujących na rynku handlarzy i muczących na pastwisku krów, na bezchmurnym niebie od czasu do czasu śmigały rozśpiewane ptaki.

- A więc jednak przyjechałaś - zza pleców młodej kobiety nagle rozległ się dobrze znany jej głos.

- Katniss! - Effie momentalnie się odwróciła i wzięła w ramiona ciemnowłosą dziewczynę. - Jak dobrze cię znów widzieć. A to są zapewne twoje dwa małe szkraby? - Na usta obu kobiet momentalnie wpłynął uśmiech, gdy obserwowały jak ciemnowłosa dziewczynka trzyma na ramionach swojego małego braciszka, próbującego złapać lecącego opodal motyla.

- Cały czas tylko rozrabiają. Musiałam ich wziąć ze sobą - wyjaśniła cichym głosem Kotna. - Nie mam ich z kim zostawiać, szczególnie teraz, gdy Śliska Sae zachorowała, a Peeta... - jej głos się załamał, ale starał się nie okazywać po sobie emocji. Chciała być opanowana i twarda, jak wcześniej, jak podczas Igrzysk. - Effie, Peeta nie żyje.

Momentalnie przed oczami obu kobiet pojawił się obraz młodego piekarza, z jasnymi włosami, delikatnym uśmiechem na ustach i powagą w oczach, cechującą tylko tą niewielką część społeczeństwa, która była naprawdę doświadczona życiem. Effie nie mogła po prostu uwierzyć, że już nigdy nie spojrzy w te oczy, już nigdy nie skosztuje chleba przygotowanego przez jego dłonie. W jej gardle stanęła gula smutku, a jej wnętrze ściskał pierwotny ból.

- Katniss, tak... tak mi przykro - rzuciła w końcu matowym głosem. Zapadła kłopotliwa chwila ciszy. - Kiedy?... Dlaczego?

- Kilka tygodni temu. Wylew krwi do mózgu. Nic nie mogliśmy zrobić. Przeklęty Dwunasty Dystrykt i jego jeden lekarz na kilka tysięcy mieszkańców! - Kotna ze złością kopnęła leżący opodal kamyk, który z brzękiem spadł na tory.

- I pomyśleć, że to u was produkuje się leki dla całego Panem...

- Effie, nie pomagasz - zarzuciła jej Zwyciężczyni. - To nie jest zabawne.

- Jak sobie radzicie?

- Normalnie. Ja poluję, dzieciaki broją. Tylko prymulki w ogrodzie uschły...

Kolejna chwila ciszy, w czasie której myśli kobiet biegły w podobnych kierunkach. Obie wspominały szczęście, które było im dane na tak krótki czas, a które teraz utraciły.

- A Haymitch? - Effie w końcu zdobyła się na zadanie nurtującego ją od początku rozmowy pytania. Od strony peronu powiał chłodny wiatr. Kobieta zbeształa się w duchu za to, że nie założyła na siebie cieplejszych ubrań. Choć był dopiero początek jesieni, często robiło się zimno. Mieszkanka Kapitolu zadrżała, czekając na odpowiedź rozmówczyni.

- A jak myślisz? Pije na umór, nie zadaje się z ludźmi od śmierci Peety. Dawniej zostawiałam z nim dzieci, ale teraz, muszę przyznać, że zaczynam się o nie bać gdy są z nim. - Brązowowłosa uśmiechnęła się z politowaniem. - Wszyscy się zmieniliśmy, Effie. Obawiam się tylko, że on zmienił się najbardziej. Uwierzył, że teraz będzie dobrze. To go zniszczyło. Nadzieja jest matką głupich.

Ostatnie zdanie zawisło nad nimi, gdy powoli zaczęły kierować się w stronę Wioski Zwycięzców. Było przesycone goryczą. Od północy dął przenikliwie zimny wiatr, a na niebie zaczęły pojawiać się chmury. Śpiew ptaków i śmiech dzieci ucichł, zastąpiony szumem liści i szczekaniem psów zamkniętych w okolicznych zagrodach.

- Mogłabym się z nim zobaczyć?

- Oczywiście, jeżeli tylko umiesz wstrzymać powietrze dłużej niż kilka sekund. I radzę uważać z cuceniem go. Nadal śpi z nożem w dłoni.

Panna Trinket puściła jej sarkastyczną uwagę mimo uszu, przytuliła Zwyciężczynię i zapowiedziała, że odwiedzi ją później. Może to było samolubne z jej strony, że nie odwiedziła Katniss od razu, ale teraz była zdeterminowana, by skończyć to, co zaczęła. A raczej zacząć wszystko od nowa. Wiedziała, że gdy usiądzie i zacznie myśleć, najdą ją wątpliwości i obawy. Nie mogła zwlekać, stawiała wszystko na jedna kartę. Pokonała dystans dzielący ją od drzwi domu Haymitcha w niesłychanie szybkim tempie. Energicznie zapukała, a gdy nie usłyszała odpowiedzi, pchnęła drzwi.

Niemal od razu uderzył ją odór alkoholu, rozkładającego się jedzenia i niemytego ciała. Zatykając nos, przekroczyła próg i skierowała się w stronę kuchni. Stamtąd wydobywał się najsilniejszy fetor, więc podejrzewała, że to tam ukrywa się Zwycięzca Drugiego Ćwierćwiecza. Jak zwykle, jej kobieca intuicja jej nie zawiodła. Znalazła go śpiącego na podłodze, w otoczeniu pustych, rozbitych butelek i czegoś, co wyglądało jak resztki lustra.

- Haymitch, coś ty ze sobą zrobił... - Effie ostrożnie wysunęła ciężki, kuchenny nóż z dłoni pijanego mężczyzny. Odgarnęła delikatnie z jego twarzy niesforny lok i potrząsnęła nim. Jeszcze raz. I znowu. Mimo szturchania, uderzania, krzyczenia, a nawet gróźb karalnych, mężczyzna spał jak zabity. Kapitolinka westchnęła i podniosła się z ziemi, aby poszukać dzbanka i czegokolwiek, co możnaby w nim zaparzyć. Kilka westchnień, przeganiania myszy i przekleństw później, w końcu udało jej się znaleźć puszkę czarnej herbaty. Była przeterminowana od kilku miesięcy, ale jak na ten moment była idealna. Panna Trinket ponowiła poszukiwania, w celu odnalezienia w miarę czystych szklanek, więc być może dlatego umknął jej pewien istotny fakt.

 Zza pleców kobiety rozległ się stłumiony jęk i seria siarczystych wulgaryzmów, których wolała nie słuchać. Potem dało się słyszeć skrzypienie podłogi i...

- Effie?.. Co ty tu kurwa robisz?

Całkiem nieadekwatnie do sytuacji, kobieta roześmiała się. To zdanie wydało się jej tak komiczne, że aż nie na miejscu. Jednak, biorąc pod uwagę fakt, iż bez pytania weszła do jego prywatnych kwater, spowodowała mniejszy bądź większy uszczerbek na jego zdrowiu próbując go ocucić i miała w planach zrobić herbatę, mężczyzna miał pełne prawo tak się zachować. Gdy już opanowała w sobie śmiech, zdała sobie sprawę, że nie odpowiedziała na jego pytanie.

- Jestem.

Widziała, że Haymitch próbuje zebrać myśli. Być może była to wina alkoholu, ale szło mu to dość opornie.

- Widzę. Ale co... jak... dlaczego po tylu latach? - wydukał w końcu.

- Dopiero teraz miałam taką możliwość. Pomyślałam, że... może mogłabym... moglibyśmy to naprawić? Wiem, że pewnie nie będziesz tego chciał. Zrozumiem. Ja po prostu... chciałabym tylko... - Teraz to jej plątał się język. Spojrzała na mężczyznę, oczekując jego, równie nieskładnej, odpowiedzi. Zmienił się. Na jego skroni pojawiły się pasma siwych włosów, szczękę pokrywał tygodniowy zarost. Ubrany był w stare, zniszczone ubrania. Kobieta westchnęła. To będzie ciężka przeprawa.

- Może... napijmy się - zaproponował po chwili milczenia Abernathy. Podniósł z ziemi jedno krzesło i przystawił do kulawego stołu, który dawno już zapomniał lata swej świetności. Sam usiadł na stołku, nalewając jednocześnie mętnego alkoholu do dwóch szklanek. Effie spojrzała nań krytycznym wzrokiem.

- Pij, to najlepszy, jaki tutaj mają. Jak na razie nikt jeszcze od niego nie umarł - mężczyzna uśmiechnął się półgębkiem, a w jego oczach, po raz pierwszy tego dnia, zobaczyła ten charakterystyczny błysk. To był jej Haymitch. Zaczynała odnajdywać w nim człowieka, którego kochała.


***

Herbata już wystygła, jednak Effie po nią nie sięgnęła. Była tak głęboko zakopana w swoich myślach, że nie zwracała uwagi na nic innego. To był już... który? Trzeci? Czwarty dzień z kolei w czasie którego nie robiła nic poza rozmyślaniem? Kobieta już nie liczyła. Przestała wychodzić z domu, widywać się z Katniss, bo tylko ją tu znała. On ją odrzucił. Wzgardził jej zaufaniem, jej miłością, po tych kilku tygodniach, kilku pięknych tygodniach. Niech to szlag! A niech  go piekło pochłonie. Jeśli chce wieść życie naczelnego pijaka w dystrykcie, jeśli chce być sam do końca życia, to ona nie będzie się wtrącać. Jego wybór, jego sprawa. Jej zdanie, jej szczęście, to, co było jej, się nie liczyło.

Pieprz się, Abernathy pomyślała gorzko. Dokładnie pamiętała jego wyraz twarzy, gdy zakomunikował jej, że z nimi koniec. Zimny. Zdystansowany. Jego oczy były puste, ciemniejsze niż zwykle. Zostawił ją na lodzie. Nie mogła wrócić do Kapitolu, nie chciała zostać w Dwunastce. O nie, tak szybko się nie poddam, Haymitchu Abernathy! Jeszcze mnie popamiętasz. Jej umysł produkował coraz to nowe sposoby na spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu jej byłego partnera, gdy wyjrzała przez okno. Odrazu zauważyła kłęby dymu wydobywające się z okna domu stojącego opodal. Z domu Haymitcha.

W rekordowym tempie zbiegła na dół i pokonała odległość pomiędzy jej tymczasowym miejscem zamieszkania, a kwaterą Zwycięzcy. Nie zważając na gryzący dym i buchające płomienie, wbiegła przez otwarte drzwi do tego, co jeszcze opierało się płomieniom. Oby jak najdłużej pomyślała.

Znalazła go w sypialni, z nieodłączną butelką wódki w dłoni. W innych okolicznościach zapewne uśmiechnęłaby się na taki widok. Teraz jednak zaniosła się kaszlem i, upadając na kolana, podpełzła do nieprzytomnego mężczyzny. Jego koszula i butelka, którą dzierżył w dłoni, płonęły, ale jego twarz była nietknięta. Leżał tam, na łóżku pośród płomieni, z lekkim uśmieszkiem na ustach i błogim wyrazem twarzy. Obudź się, idioto! krzyknęła w umyśle i spróbowała ściągnąć go z łóżka. W efekcie z jej ciała wyparowała ostatnia iskierka siły, a ona upadła na podłogę, ściskając gorączkowo dłoń Haymitcha i krztusząc się dymem. Więc to tak jest umrzeć próbując zgrywać bohatera pomyślała ironicznie, gdy jej umysł się zamglił. Całkiem tu przyjemnie. Gdyby nie ten dym, byłaby to całkiem przyjemna śmierć. Przynajmniej jest mi ciepło...

***

- Effie, do cholery, co jest z tobą nie tak? Oddychaj, kurwa mać!

- Haymitch... Haymitch, tracimy ją. To na nic.

- Nie ucz ojca dzieci robić, Katniss. Trinket, do jasnej kurwy, obudź się!

- Haymitch, ona nie żyje. Nie obudzisz jej.

- Proszę... proszę, zrób to dla mnie. Nie umieraj...

- Ona... Co z tego, że produkujemy leki, co z tego, że mamy jednostkę strażacką, skoro brakuje nam jednego, cholernego, pieprzonego lekarza?

- Effie... Effie, proszę nie zostawiaj mnie. Za kogo ty się uważasz, żeby robić mi takie coś? Za kogo? Kurwa mać, nie w taki sposób!

Przed zgliszczami, które zostały z domu zwycięzcy 50 Głodowych Igrzysk, zaległa cisza. Strażacy odjechali, pozastawiając ratowanie poparzonej, nieprzytomnej kobiety mieszkańcom. Haymitch zaprzestał reanimacji i teraz trzymał się za głowę, kiwając się w przód i w tył. Katniss, która nadbiegła chwilę wcześniej, teraz przytulała się do jego pleców, próbując go pocieszyć.

- Pieprz się, Abernathy - niespodziewanie dotarły do nich słowa mieszkanki Kapitolu, wyszeptane, nie, wychrypiane, łamiącym się głosem. Jej ciałem wstrząsały dreszcze i silny kaszel. Przechyliła się na bok i zgięła w pół, dusząc się.

- Effie... Effie, kurwa mać, oddychaj!

- Próbuję - usprawiedliwiła się panna Trinket. - Gdybyś tak mną nie trząsł, byłoby mi łatwiej - warknęła z wyrzutem. Haymitch dopiero teraz zauważył, że trzymał ją kurczowo za ramię i przyciskał do piersi.

- Przepraszam. Dziękuję - rzekł poważnym głosem.

- Za co? - wychrypiała kobieta. Nawet nie zauważyli, jak Katniss odchodzi od nich powoli, ze łzami w oczach i szerokim uśmiechem na ustach.

- Za to, że wróciłaś.

- Każdy by to zrobił na moim miejscu - wyrzuciła niemal na jednym oddechu i zwymiotowała. Abernatchy delikatnie dotykał jej pleców i trzymał jej włosy.

- Nie, nie każdy. Ja... wiem, zachowałem się jak ostatni palant - mężczyzna wziął głęboki oddech. Musiał jej to powiedzieć i choć wiedział, że to nie był odpowiedni moment na tego typu wyznania, to czuł, że ona zrozumie. - Wiem też, że pewnie nie chcesz mnie znać. Ale przez te ostatni dni dużo myślałem i... ja naprawdę, cholernie ciebie potrzebuję. Nie jestem ciebie wart, rozumiem, dlatego nie proszę, byś do mnie wróciła. Ale wybacz mi. I nie zostawiaj mnie samego. Pewnie chcę zbyt wiele, ale...

- Zamknij się już wreszcie - warknęła, zmęczona całym jego wywodem. Spojrzała mu w oczy i zobaczyła w nich wszystkie jego uczucia, nagie i bezbronne. - Oczywiście, że ci wybaczam, idioto. Nadal cię kocham.

- Kochasz? - spytał, jakby niepewny jej słów. Nie wierzył w to, co powiedziała, nie wierzył swoim uszom.

- Kocham, pacanie.

__________________
Dlaczego miniaturka? Może dlatego, że od dłuższego czau bezmyślnie wpatruję się w kusząco czystą stronę, nie wiedząc co napisać. Czuję się wypompowana, wyczerpana. Wiem, że to opowiadanie jest słabe, tym bardziej, że jest ono dopiero moją drugą miniaturką. Wyrażajcie swoje opinie w komentarzach, każdy z nich jest pomocny (ale jeśli macie napisać tylko "Fajny post" i wkleić link do swojego bloga, to darujcie sobie). Pozdrawiam cieplutko! 

PS Piękna byłaby z nich para!

PPS Przepraszam za wulgaryzmy w rozdziale, ale one idealnie oddają charakter naszych bohaterów.

13 komentarzy:

  1. Śmiem twierdzić, że nie masz racji. To nie jest słabe. Po dogłębnej analizie (dziś dzień trudnych słówek) tego tekstu, uważam, że to najlepszy tekst na tym blogu :)
    Słońca ;) ~K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje :) Wiesz, jak mnie podbudowac ;) Niedlugo dodam kolejny rozdzial, ale jak na razie wena nie powraca. Moze po tym, co mi poleciles wroci :D
      PS Zepsuly mi sie polskie znaki w klawiaturze :P

      Usuń
  2. Odkąd dodałaś tę miniaturkę, byłam tu już kilka razy, a tego nie zauważyłam ;) Jestem ślepa XD
    A co do tekstu... genialne! Kocham Hayffie :)
    Pozdrawiam serdecznie :D Ewelina

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju, to zdjęcie na dole jest najlepsze no! <3
    http://neversayneverbyjulia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Szukałam miniaturki Hayffie i ten link był pierwszym, jaki wyskoczył z Google. Stwierdzam zawał serducha - końcówka genialna :) Poważnie zastanawiam się nad czytaniem tego bloga.
    Kom z anonima, bo jestem na tel. :) zwaaariowana15

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawde pierwszy w Google? U mnie jest na 8 stronie :P

      Usuń
  5. Podoba mi się :)) / Ania :)

    OdpowiedzUsuń
  6. całkiem całkiem
    pisz dalej <3
    http://happinessismytarget.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Super :) Kocham Hayffie ;) Całuje i czekam na więcej :***

    OdpowiedzUsuń
  8. Super blog <3
    PS Zrobiłam 10 000 wyświetlenie :D

    Zapraszam:
    http://cichyzakatekanonimki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Mega! Czekam na więcej!

    http://patrysjahasmikmero.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Jesteś w błędzie, to nie jest słabe. Przyznam, że rzadko czytam opowiadania, ale z tych które już przejrzałam, jestem pewna , że to jest najlepsze. Nigdy nie wątp w to co robisz, bo w końcu w to uwierzysz i skończysz, a tego nie chcemy! CZEKAM NA NASTĘPNY!

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie http://liveeyourstyle.blogspot.com/
    +Mogłabym prosić o poklikanie w linki w ostatnim poście? Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń

Czytelniku, zostaw po sobie ślad. Dla ciebie to tylko moment, a dla mnie twoja opinia jest ważna :)