...

...

16 listopada 2014

Rozdział 24

 (...) może niezupełnie ma się rację, wytaczając pretensje do Boga za to, że źle wszystko urządził, bo skąd można wiedzieć, czy któregoś dnia nie obudzimy się i nie odnajdziemy jeszcze jednej niespodzianki, uważając, że dotychczas byliśmy głupi?
~  Czesław Miłosz "Dolina Issy"
Budzi mnie chłód poranka, wpadający przez uchylone okno, owiewający moje nagie ciało. Obok mnie śpi Carmen. To, co wydarzyło się poprzedniego dnia było niesamowite. Na wspomnienie tamtych chwil uśmiech wkrada się na moje usta. Delikatnie odsuwam włosy z jej czoła i gładzę ją po policzku, kiedy nagle sennie otwiera oczy.

- Dzień dobry - szepczę. Dziewczyna rozgląda się po pokoju.

- To nie był sen? - pyta cicho, intensywnie wpatrując się w moje oczy; ma lekko zachrypnięty głos i urocze rumieńce na policzkach. Przeczę pocałunkiem.

Przez długą chwilę milczymy, delektując się sobą, ciszą, bliskością, całym tym szczęściem.

- Co teraz będzie? Po powrocie do domu? - zastanawia się Carmen, gładząc blizny na moim torsie.

- Szczerze? Nie mam pojęcia - odpowiadam zgodnie z prawdą. Moje myśli błyskawicznie pokonują te setki kilometrów, dzielące Kapitol z Dwójką i zatrzymują się na małej izbie w moim domu, gdzie mama zazwyczaj wykonywała wszelkie domowe prace. Ciekawe, czy nadal tam jest, czy jeszcze kiedykolwiek się spotkamy? - A w ogóle będzie jakiś powrót do domu? - wzdycham.

- Co masz na myśli? - dziewczyna podnosi się na łokciach, zmieszana i lekko zdenerwowana.

- Pomyśl. Po powrocie, zakładając oczywiście, że Kapitol pozwoli mi wrócić do dystryktu, będę wyrzutkiem. Przecież nikt w domu nie zdaje sobie sprawy, że żyję, więc Snow postara się utrzymać taki stan rzeczy... Pozwól mi skończyć - zwracam się do niej, gdy otwiera usta, by mi przerwać. - Natomiast ty... z rodziną przeniesiesz się do Wioski Zwycięzców, będziesz mentorką na następnych Igrzyskach... zrozum, staniesz się niewolniczką Kapitolu. Nie zmienią tego nawet układy z prezydentem. 

- Snow mówił, że pozwoli ci wrócić. Wtedy, kiedy kazał ci wyjść z gabinetu. Mówił, że będziemy mogli się widywać, że nikt nie będzie musiał o tym wiedzieć. Obiecał, że...

- Wierzysz mu?

- Nie mam nic innego, czego mogłabym się uchwycić - odpowiada z kamienną twarzą i opada ciężko na poduszki. Oboje dobrze wiemy, że prezydent i tak nie dotrzyma tej obietnicy, ale nikt nie mówi tego głośno.

Między nami zalega cisza. Nie jest męcząca ani kłopotliwa. To cisza, w czasie której zastanawiamy się nad tym, co było, nad obecną chwilą i nad przyszłością. Bawię się kosmykiem jej włosów, drugą rękę trzymając na jej biodrze. Całuję jej usta tak, jakbym już nigdy nie miał prawa więcej ich zasmakować. Chcę zapamiętać jej zapach, dotyk, głos, śmiech...

- Kocham cię... Cholernie mocno cię kocham i nic tego nie zmieni - szepczę wprost do jej ucha.

- Ja kocham cię mocniej - odszeptuje z uśmiechem.

- Założymy się? - pytam, udając obrażonego.

- Głupek - śmieje się Carmen i mocno się do mnie przytula. Chciałbym, aby ta chwila trwała jak najdłużej.

***

- Poradzisz sobie? - pytam po raz setny, gdy Carmen, ubrana w kremową szyfonową sukienkę, z jedną herbacianą różą wplecioną we włosy, szykuje się do wywiadu. Ciekawe, kto się bardziej denerwuje - ona czy ja.

- Zdaje mi się, że w kwestii wywiadów mam większe doświadczenie od ciebie - odpiera, lekko zniecierpliwiona i próbuje zapiąć jedną ręką złotego sandałka. Pochylam się, by jej pomóc.

- Poradzę sobie - rzuca.

- Wiem, ale obawiam się, że nie mamy aż tyle czasu - odpowiadam i uśmiecham się półgębkiem. Carmen prycha, gdy mocuję się z zapięciem jej buta.

- Już czas, moja piękna zwyciężczyni - podbiega do nas rozentuzjazmowana Vanessa i łapie Carmen pod rękę. - Pamiętaj, głowa wysoko, uśmiech na twarzy. Publiczność cię kocha! - nasza opiekunka po raz ostatni instruuje dziewczynę i gorączkowo taksuje ja wzrokiem, szukając jeszcze czegokolwiek, co można poprawić. Jest ubrana w granatową tunikę, na głowie ma dopasowany kapelusz, a na nogach srebrzyste getry. Moim zdaniem to jej najnormalniejsza kreacja. 

- Panno Johnson - podchodzi do nas prowadzący. - Czas już zaczynać wywiad.

- Bądź dzielna - szepczę jej do ucha kilka sekund przed rozpoczęciem wywiadu.

- Jestem. Będę - odpiera i przywołuje na swoją twarz sztuczny uśmiech.

*

- Ma dziewczyna tupet! - Leander Spotter komentuje odpowiedź Carmen wśród salw śmiechu i porozumiewawczo mruga do zachwyconej publiczności. Naprawdę uwielbiają swoją nową zwyciężczynię.

- Ale teraz... - dopowiada miękkim głosem Leander, a cała publiczność cichnie w oczekiwaniu. - porozmawiajmy o poważniejszych sprawach. Powiedz nam, Carmen, jak poradziłaś sobie ze śmiercią swojego sojusznika i przyjaciela, Maysona? Jesteśmy tego bardzo ciekawi, prawda? - tu widzowie odzywają się zgodnym chórem wrzasków i pokrzykiwań, które mieszają się ze sobą i przetaczają przez studio. Dziewczyna przez moment milczy, jakby układając w głowie jak najlepszą odpowiedź.
W końcu zabiera głos, a na sali staje się cicho jak makiem zasiał. Wszystkich zaskakuje jej odpowiedź.

- On nie umarł.

Na sali odzywają się zdziwione szepty, a Carmen jeszcze raz powtarza swoją wypowiedź. W jej oczach zauważam dziwny błysk, który kojarzy mi się ze wzrokiem szalonego naukowca. Spoglądam na twarze moich przyjaciół - Austin jest zmieszany, Vanessa również, ale w wyrazie twarzy Janet nie widzę zdziwienia ani lęku. Doskonale zna plan Johnson. 

- Co proszę? - Leander wydaje się być zaskoczony takim obrotem spraw. To oczywiste, że zna prawdę, ale wie również co mu grozi, jeśli podczas jego wywiadu tej prawdy dowie się całe Panem. Próbuje obrócić niefortunne zdanie w żart, ale i to mu nie wychodzi, a w studiu słychać coraz głośniejsze rozmowy. W końcu odzywa się ciemnowłosa zwyciężczyni.

- On wciąż żyje w każdym z nas. Tutaj. - Dziewczyna kładzie dłoń na sercu. Prowadzący oddycha z ulgą. Chyba tego wieczora ocali posadę i życie.

- Naprawdę pięknie powiedziane... Panie i Panowie, Carmen Johnson z dystryktu drugiego, Zwyciężczyni 45 Głodowych Igrzysk! Brawa dla niej!

***

- Byłaś niesamowita - szepczę, kiedy tylko Carmen schodzi za scenę. - To było...

- Zmyślna bestyjka z ciebie - odzywa się Janet, pocierając knykcie i kiwając głową z uznaniem. - Snow nie może czuć się bezpieczny, kiedy mówisz do mikrofonu. - Uśmiecha się półgębkiem i przytula ją ramieniem.

- Gratuluję pomysłowości, panno Johnson - za plecami słyszymy charakterystyczny, nieprzyjemny głos, kojarzący się z duszącym zapachem modyfikowanych genetycznie róż.

- Prezydent Snow... - wykrztusza zaskoczona mentorka, ale zawiesza głos i blednie. Z pewnością mężczyzna słyszał jej ostatnie słowa. - Nie spodziewaliśmy się pana... tutaj.

- Takie odniosłem wrażenie - syczy w stronę kobiety, ale po chwili kąciki jego ust znów wędrują w górę w nieszczerym uśmiechu. - Przyszedłem jeszcze raz pogratulować pannie Johnson. Masz znakomite umiejętności aktorskie - tu zwraca się już bezpośrednio do Carmen, całując ją jednocześnie jej dłoń. Widzę po jej oczach, że natychmiast nie zabrała dłoni tylko przez wzgląd na dobre maniery.

- Naprawdę, godne pozazdroszczenia - dodaje głowa państwa, a dziewczyna nerwowo się uśmiecha. - Myślę, że w najbliższym czasie nie będziemy już mięli okazji do spotkania. Do zobaczenia na Turnee Zwycięzców, Carmen - podsumowuje mężczyzna i jeszcze raz całuje jej dłoń. Potem oddala się niespiesznie, oprowadzany wzrokiem przez wszystkich.
Nie ma tu życia, tylko powolne umieranie kolejnych dni (...). 
~ Stephen King "Miasteczko Salem"
***

- Boję się - szepcze Carmen. Siedzimy w salonie pędzącego pociągu, który ma nas zawieźć do naszego domu, do drugiego dystryktu. Od dłuższej chwili słychać było tylko jednostajny szum urządzeń pokładowych i cichą muzykę, dobiegającą chyba z jadalni, dlatego głos dziewczyny zabrzmiał aż nazbyt wyraźnie.

- Mam skłamać, czy powiedzieć prawdę? - pytam. Kobieta wybiera drugą opcję. - Boję się jeszcze bardziej niż przed Igrzyskami.

- Dlaczego? - pyta i unosi się na łokciach do pozycji siedzącej, bo jak dotąd wygodnie leżała na kanapie, z głową opartą o moje kolana.

- W czasie Igrzysk wiedziałem, co mnie czeka. Nie chodzi tu o wygląd areny czy innych trybutów, ale o to, że mój los był praktycznie przesądzony. Życie albo śmierć, jedna opcja z dwóch. A teraz... mogę dotrzeć do domu, ale równie dobrze mogę zostać uwięziony, zabity, a może w ogóle nie dotrę do dystryktu...

- Nie mów tak! - przerywa mi kobieta i w geście protestu zakrywa mi usta dłonią.

- Kazałaś mi mówić prawdę. Nie oczekuję... - zaczynam, ale przerywam w pół zdania. Coś zaczyna się dziać. Pociąg nagle staje, wszystkie okna ciemnieją. Na korytarzu rozlegają się krzyki.

Do przedziału wpada oddział kilkunastu Strażników Pokoju. Kilku z nich momentalnie oddziela mnie od Carmen, po czym unieruchamia i próbuje wyprowadzić z przedziału. Głodowe Igrzyska nauczyły mnie, że nigdy nie wolno się poddawać, więc wyrywam się i próbuję uwolnić moją partnerkę, która stara się uczynić to samo. Wokoło słychać krzyki reszty naszej ekipy - kątem oka widzę, że Janet próbuje zatamować krwotok z nosa, a Austin kulturalnie, acz dobitnie stara się nawiązać dialog z jednym ze Strażników, najwyraźniej ich szefem. W okamgnieniu jeden z nich przydusza Carmen do podłogi, a gdy ta nie daje za wygraną, zostaje boleśnie uderzona w tył głowy i traci przytomność. Wtedy zamęt osiąga swoje apogeum. Nikt już nie próbuje rozmawiać, rozpętuje się prawdziwa walka. W końcu Strażnikom Pokoju (cóż za parszywa nazwa) udaje się wywlec mnie z pokoju. Co tu się dzieje do cholery?
_________________
Witam i o zdrowie pytam!
Zapodaję nowy rozdział. Już od dawna wiało tu nudą, więc mam nadzieję, że zostaniecie na jakiś czas zaspokojeni. Teraz pracuję nad nową, drugą już, miniaturką. Co powiecie na Hayffie?
Miłego czytania, trzymajcie kciuki, pozdrawiam!

^ Pisane przy tej i tej piosence ^

EDIT: Poprawione, miłego czytania :)

12 komentarzy:

  1. Co mogę innego napisać, czego nie napisałem w innych komentarzach?
    W każdym razie cytaty bardzo przypadły mi do gustu (tego chyba jeszcze nie pisałem) :) ~ K.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zawsze super! Po prostuświetnie, cytaty idealnie dobrane, po prostu... zakończyć w takim momencie to grzech! Czekam zniecierpliwiona :)
    Oczywiście,że chcemy Hayffie! Co to w ogóle za pytanie??? :D
    Pozdrawiam, Ewelina

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajnie piszesz, masz przystępny styl, literówek brak, gratuluję :) Będę śledzić i czytać ! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super piszesz tak jak ktoś napisał wyżej - brak literówek i fajny styl - to lubię :)
    http://lovett-lov.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Super, samo się czyta, bardzo ładnie piszesz też kiedyś takie coś pisałam więcej wydaje mi się że coś o tym powiedzieć mogę wielki plus ;*
    .
    http://paulinkq-my-life.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajny rozdział przeczytalam wszystkie :D

    http://scarlettandpanda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja. Się. Pytam. Kiedy. Nowy. Rozdział?!? Już prawie miesiąc, a rozdziału jak nie było tak nie ma. Nie chce być upierdliwa, ale napisz już coś w końcu!

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetnie piszesz postraram się przeczytać wcześniejsze rożdziały! :)
    http://kasiahola.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam Igrzyska śmierci, więc twoje opowiadania są jak najbardziej w moim guście. Czytam i czekam na więcej :D
    Mój blog-klik

    OdpowiedzUsuń
  10. Dopiero dzisiaj to znalazłam i tak mnie wciągło, że musiałam przeczytać wszystkie rozdziały. Jesteś naprawde świetna!!! Ja sama coś tam pisze, ale sądze, że moje wypociny nie mogą się równać z twoimi tekstami. Życzę dalszej weny twórczej. Rachel

    OdpowiedzUsuń

Czytelniku, zostaw po sobie ślad. Dla ciebie to tylko moment, a dla mnie twoja opinia jest ważna :)