...

...

2 listopada 2014

Miniaturka 1 ~ Skutek chaosu [Peetniss]

Budzą mnie promienie słońca, wpadające do sypialni pomiędzy zasłonami. Przez chwilę leżę nieruchomo, obserwując świetliste refleksy na suficie. Na tapczanie, w przeciwległym rogu pokoju, bawi się dwójka dzieci - złotowłosy chłopczyk i brązowowłosa dziewczynka, Rye i Willow. Przeciągam się jak kotka, obserwując ich poczynania. Mam tylko nadzieję, że nie wysadzą domu w powietrze.


- Mamusiu, już wstałaś! - podbiega do mnie blondyn. Jest niesamowicie podobny do swojego ojca, w jego oczach czają się wesołe ogniki. Malec wspina mi się na kolana i całuje w policzek.

- Martwiłam się o ciebie, mamo. Dzisiaj znowu krzyczałaś przez sen - wtrąca się Willow, siadając obok i łapiąc mnie za rękę. Ma mądre, błękitne oczy odziedziczone po Peecie.

- Nic mi nie jest, słońce. To tylko... złe sny - odpowiadam cicho, jak prawie każdego ranka. Już zapomniałam, jak to jest przespać całą noc bez koszmarów. Jedyną podporą jest wtedy dla mnie Peeta. Nie wiem, co bym bez niego zrobiła.

***

- Prawa dłoń odrobinkę niżej... spójrz, jak ja to robię - instruuję. Wyjmuję strzałę z kołczanu, naciągam cięciwę i oddaję strzał. Wróbel przelatujący niedaleko spada z głośnym piskiem na ziemię i drga w przedśmiertnych konwulsjach. Peeta odwraca wzrok.

- Nie wiem, po co uczysz tego naszą córkę - mówi zniesmaczony i podnosi truchło ptaka z ziemi.

- Tato, nie przesadzaj - odpiera dziewczyna przewracając oczami. - Naucz mnie tak strzelać - zwraca się do mnie stanowczo, z błyskiem w oku biorąc ode mnie łuk.

- Spróbuję - odpowiadam uśmiechnięta. Nareszcie mam okazję pokazać jej coś, co naprawdę kocham.

- Obiecujesz?

- Obiecuję.

***

- Wszystko w porządku? - rzucam w przestrzeń szeptem i kładę dłoń na ramieniu mężczyzny. Jest spięty, drży. Spoglądam na jego twarz. Usta i oczy ma zaciśnięte, po jego czole spływają krople potu. Kiedy go dotykam, lekko się wzdryga, ale mnie nie odpycha.

- Spokojnie... to tylko wizja, to nie jest prawda. - Próbuję mu pomóc, jak już tyle razy w ciągu naszego życia, jednak wiem, że musi się z tym uporać sam. Jak widać, wojna odcisnęła na każdym swoje piętno.

- Już... wszystko jest dobrze - mężczyzna odpowiada z trudem i uśmiecha się niemrawo. - Nie musisz się o mnie martwić... naprawdę - Peeta bezskutecznie próbuje mnie uspokoić. - Jesteś taka piękna - dodaje i dotyka kciukiem mojego nosa. - Jestem szczęściarzem.

Dlaczego nigdy nie potrafię znaleźć odpowiednich słów, aby odpowiedzieć na takie wyznanie? Tym razem jednak nie muszę odpowiadać. Ratuję się pocałunkiem. Poza tym on wie.
Całujemy się nieśpiesznie, delektując się sobą. Każdego dnia staramy się przypominać sobie o swoim szczęściu. Przeżyliśmy. Mamy dwoje cudownych dzieci. Ale mimo to koszmary z przeszłości wciąż powracają. Nic nie jest takie, jak przed rewolucją. Nic dwa razy się nie zdarzy. Nie przywrócimy stanu rzeczy sprzed wojny. Już na zawsze będę TĄ Katniss Everdeen. Już na zawsze będę Kosogłosem.

***

- Mamo, ona mnie bije!
- Nie prawda, on się zaczyna! Aaa, mamo weź go stąd!

- Czy wy dzieciaki ojca nie macie? - wzdycham ciężko. Już chyba po raz setny muszę przerwać poobiedni odpoczynek i rozdzielić te dwa niesforne podrostki. Potrafią być bardzo uciążliwi. Ale teraz, gdy nie doskwiera nam głód, widmo Igrzysk, wojny i tego całego cholerstwa, zrobiłam się naprawdę leniwa.
- Przecież wiem, że to kochasz - odzywa się Peeta z uśmiechem. - Kochasz ten chaos.
Ma rację. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby zabrakło ich w moim życiu.

***

- Tato! Na Łące jest jakiś pan i mówi, że chce się z wami zobaczyć! - korzystamy z ostatnich słonecznych chwil tej jesieni, kiedy podbiega do nas nasz syn, zarumieniony i umorusany ziemią.
- Zobaczę, kto to - wstaje Peeta, delikatnie całuje mnie w policzek i kieruje się w stronę Łąki.

Od dawna tam nie byłam. Nie chcę tam być. Często dzieci się tam bawią, ale... ja nie potrafię śmiać się w tamtym miejscu.

*

- Katniss... zobacz, kto nas odwiedził - niespodziewane za moimi plecami rozlegają się słowa mojego męża. Demony przeszłości nadal mnie nie opuściły, więc ze strachu upuszczam na podłogę łuk, który akurat czyściłam. Schylam się po niego i jednocześnie obracam przodem do drzwi.

Peeta stoi w progu i gestem zaprasza gościa do mieszkania. Mieszkamy w jego domu w Wiosce Zwycięzców. Mój od dawna stoi pusty. Wiąże się z nim zbyt wiele wspomnień.
Słońce świeci mi prostu w oczy, więc nie mogę rozpoznać twarzy. Mężczyzna, który do nas zawitał, jest wysoki i dobrze zbudowany, Ma ciemne, krótkie włosy i kilkudniowy zarost. Na sobie ma prostą koszulę z emblematami Drugiego Dystryktu...
Nagle wszystko staje się jasne. Latami czekałam, by móc wyszeptać jego imię, ale teraz głos więźnie mi w gardle. Przez chwilę stoję oniemiała, nie mogąc zaczerpnąć powietrza. W końcu jednak zdobywam się na odwagę i wypowiadam to imię. Zadziwia mnie mój spokojny głos.

- Gale...

- Hej, Kotna - wita mnie jego mocny, męski głos. Tak długo tęskniłam za tym głosem... a teraz po prostu czuję wściekłość. Wściekłość, która mnie wypełnia, uczucie tak często tłumione przeze mnie w poprzednich latach. Uczucie, którego się boję, ale którego nie mogę teraz pohamować. Nie potrafię się zatrzymać.
- Ty... pieprzony... dupku! Zostawiłeś mnie! Zostawiłeś, a teraz wracasz jak jakiś cholerny bohater?! Po tym wszystkim, co mi zrobiłeś? - rzucam się na niego, chcąc wydrapać mu oczy, udusić go, ale jednocześnie... tulić do siebie jak starego przyjaciela, którym przecież jest... był.
Uderzam Gale'a prosto w twarz, jednak szybko zostaję unieruchomiona w delikatnym, acz stanowczym i silnym uścisku ramion Peety. Przez to wszystko zupełnie zapomniałam, że on też tu jest.
- W porządku, Peeta - mówię i delikatnie uwalniam się od niego. - Nic mu nie zrobię. Nie teraz.

- Możemy porozmawiać na osobności, Katniss? - pyta niespodziewany gość. Bez słowa biorę łuk i kieruję się w stronę lasu.

*

Przystaję dopiero na naszym dawnym miejscu spotkań. Jest zupełnie cicho, jak za dawnych lat.

- Katniss, ja... - zaczyna Gale.
- Dlaczego mnie zostawiłeś? - pytam. Teraz, gdy mój gniew nieco ostygł, przyszedł czas stare, dobre, chłodne opanowanie.
- Ja... przepraszam - szepcze mężczyzna.
- Dlaczego mnie nie wspierałeś? Ty wyjechałeś, a ja... - urywam, bo na samo wspomnienie tamtych dni ogarnia mnie fala niemiłych uczuć.

Cisza. Tętniąca echem lasu cisza, przerywana od czasu do czasu śpiewem ptaków.

- Nie masz nic na swoją obronę? Zupełnie nic...? - szepczę i odwracam się do niego twarzą. Powoli, bardzo powoli moje oczy napełniają się łzami. Nie tak wyobrażałam sobie to spotkanie. Ale w chwili, gdy już, już mam zamiar do niego podejść, przytulić go, zrobić cokolwiek, byleby tylko nie patrzeć w te jego smutne, cholernie smutne oczy, pada to jedno zdanie, które słyszę każdego dnia, ale z innych ust.

- Kotna, ja cię kocham... Ja... nie mogłem wrócić, nie potrafiłem. Ale myślałem tylko o tobie. Codziennie po pracy przypominałem sobie twoją twarz, twoje usta, wszystkie wspólne chwile, polowania, Trzynastkę, Kapitol...
- Nic więcej nie mów - przerywam. - To nie ma sensu, niczego nie zmienisz. Przykro mi Gale, to koniec.

***

- Co się stało? - pyta cicho Peeta. Nie zauważyłam, kiedy wszedł. Przez tyle lat nauczył się stąpać niemal bezszelestnie, mimo, iż nigdy nie polował. Zdradza go tylko delikatne stukanie protezy nogi.
- Nic. To tylko... - po moich policzkach spływają łzy. Kiedyś potrafiłam je zahamować. Kiedyś... Teraz stałam się słaba... stałam się inna.

- Nie przejmuj się nim, poradzi sobie - cichy głos mojego męża rozlega się tuż przy moich ustach, a jego dłonie obejmują moje rozedrgane ciało.
- Ty... ty go nie słyszałeś. On nadal mnie kocha. Ja nie potrafię tak żyć. Obwiniam się o wszystko - wyrzucam z siebie na jednym wdechu.
- Nie myśl teraz o tym, wszystko się ułoży - delikatnie ujmuje mój podbródek w dwa palce i podnosi do góry, abym spojrzała na niego. Jego oczy też są pełne łez.
- Sądzisz, że ja się nie obwiniam? Sądzisz, że mnie nie męczą koszmary? - pyta.
- Nie, Peeta. Ale gdyby nie rewolucja, to ci ludzie nadal by żyli. A wiadomo, przez kogo wybuchł bunt.
- Żyliby, ale pomyśl, w jakim świecie, Katniss. Ginęliby na arenie, jak zwierzyna łowna. W czasie rewolucji zginęli w walce, razem ze Strażnikami Pokoju i cała resztą, jak równy z równym. Bo wszyscy jesteśmy równi.
- Wiem. Dziękuję... - szepczę.
- Za co? - pyta mężczyzna i unosi do góry jedną brew.
- Za wszystko. Za to, że jesteś.


_______________________
Mam kilka słów na usprawiedliwienie tego, że nie dodałam rozdziału od x czasu. Gdy chcę coś naskrobać, gapię się w komputer z pustką w głowie. Może to przez szkołę, przez ten stres i pęd, który każdego z nas dotyka. Najmocniej przepraszam wszystkich, których rozczarowałam brakiem rozdziału. Wypaliłam się totalnie i definitywnie. Owocem moich wysiłków jest ta oto miniaturka, skutek chaosu w mojej głowie. Poddaję ją waszej ocenie. Dziękuję, że jesteście. Dziękuję za komentarze, wyświetlenia, za wszystko. Przepraszam za wszelkie błędy - językowe, gramatyczne, ortograficzne i inne.
Posłuchajcie
Gorąco was pozdrawiam i całuję, trzymajcie za mnie kciuki!

EDIT: Poprawiona.

13 komentarzy:

  1. Jak dla mnie bomba! Świetnie opisałaś jej uczucia, bez literówek, tylko brakuje mi tutaj Haymitcha... ciekawe jak w twoim wydaniu wyglądałoby Hayffie? Czekam na kolejne takie miniaturki i rozdziały :) Pozdrawiam, Ewelina

    OdpowiedzUsuń
  2. Życie jest brutalne... Ale czytanie może je uprzyjemnić! No i tak jest w tym przypadku ;) Tylko czemu tak krótko? Przesyłam słońce ~K

    OdpowiedzUsuń
  3. hu hu hu, Anczusko ! :) GRATULUJE KOCHANA, powaliło! :* dziękuję za te pare, znaczących zdań !
    Kocham, Klaus :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz dopiero przeglądałam sobie komentarze i natrafiłam na ten od Ciebie :-) Jak zwykle, zrobiłaś literówkę w moim imieniu.... wstydź się!
      Kocham, pozdrawiam, do zobaczenia ;)
      PS Kiedy masz zamiar przeczytać następne? :D

      Usuń
  4. Zajebisty rozdział *.*
    Podziwiam twój talent do pisania :)
    Obserwuje :)
    Zapraszam do mnie
    www.przemekadamczyk.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo mi się to spodobało. Na tyle, że jak tylko znajdę więcej czasu to przeczytam chyba Twoje odcinkowe opowiadanie. No, są drobne błędy, jakieś literówki, ale ogólnie całość - mega.
    Pozdrawiam,
    A.

    http://still-changeable.blogspot.com - będzie mi miło, jeśli zajrzysz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam do czytania ;) Literówki staram się poprawiać cały czas. Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Bardzo wciągające opowiadanie :) życzę powodzenia i wytrwałości w dalszym blogowaniu. Każdemu może się zdarzyć jakaś literówka mi to nie przeszkadza.

    obserwuję http://dlaniejdlaniego007.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Opowiadanie jest świetne.

    obserwuję i zapraszam do mnie ;) http://wmrokudostrzegamblask.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Wooow :o <333
    Ale świetnee <333

    OdpowiedzUsuń
  9. "- Czy wy dzieciaki ojca nie macie?" hahahahah typowa Katniss <3
    Od jakiegoś czasu przymierzałam się by zacząć czytać twojego bloga i żałuję, że nie zrobiłam tego wcześniej. Twoje pióro jest świetne :D



    Wpadaj do mnie :)
    - http://opowiadania-zapomnianych.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, zarumieniłam się :) Dziękuję i zapraszam do czytania. Pozdrawiam!

      Usuń

Czytelniku, zostaw po sobie ślad. Dla ciebie to tylko moment, a dla mnie twoja opinia jest ważna :)