Idę przez las. Mijam znajomy strumyk, wielkie omszałe kamienie... Pamiętam te drzewa... to mój dystrykt!
Zaczynam biec w stronę mojego domu, ale im szybciej biegnę, tym bardziej wioska oddala się ode mnie.
W końcu nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Osuwam się na ziemię, ale zamiast twardego gruntu napotykam ruchome piaski. Próbuję wydostać się z tej pułapki, ale im bardziej się szamoczę, tym bardziej się zapadam. Brak mi tchu, tonę...
Stoję w salonie mojego rodzinnego domu. Wszystko jest na swoim miejscu. Oddycham z ulgą. To był tylko sen, tylko zły sen...
Idę do pokoju dziennego gdzie zazwyczaj moja matka wykonuje wszystkie domowe prace. Nie mylę się. I tym razem siedzi na swoim ulubionym fotelu robiąc coś na drutach i nucąc pod nosem stare piosenki. Podbiegam do niej, łapię ją za skrawek jej fartucha, ale ona nawet nie zaszczyca mnie spojrzeniem. Mówię do niej, krzyczę, ale i to nie osiąga rezultatu.
Nagle odwraca się w moją stronę, ale zamiast w jej ciepłe dobroduszne oczy, spoglądam wprost w białe, mrożące krew w żyłach ślepia potwora. Krzyczę, uciekam, ale podłoga pod moimi stopami zaczyna się rozpadać. Tonę w ciemności, zapadam się głębiej i głębiej... Słyszę szydercze śmiechy, każda cząsteczka mojego ciała rozpada się na kawałki.
Krzyczę i z całych sił próbuję się wyrwać z amoku, ale to na nic, na nic...
*
Takich snów są setki. Następują po sobie, nieprzerwanie, a ja nie mogę zrobić nic, by je przerwać. Mogę tylko stawać się świadkiem moich najskrytszych lęków.
Takich snów są setki. Następują po sobie, nieprzerwanie, a ja nie mogę zrobić nic, by je przerwać. Mogę tylko stawać się świadkiem moich najskrytszych lęków.
Gdy w końcu się wybudzam, jestem wykończony. Znów słyszę rytmiczne pikanie medycznej aparatury, czuję też ucisk pasów, którymi zostałem związany i przytwierdzony do łóżka. W mojej prawej dłoni odzywa się pulsujący ból - pamiątka po walce na arenie. Widocznie adrenalina i leki zagłuszyły to nieprzyjemne odczucie w czasie innych ocknięć. Tylko dlaczego tak nie jest teraz?
Serce obawia się cierpień [...]. Powiedz mu, że strach przed cierpieniem jest straszniejszy niż samo cierpienie.
~ Paulo CoelhoOczami Carmen: Tymczasem na arenie...
Przygotowuję się na ostateczny cios, ale on nie następuje. Dziewczyna podchodzi do mnie powoli i kopie mnie nogą prosto w twarz. Zalewam się krwią ze złamanego nosa, która wpada mi do ust i skapuje na rozgrzany grunt areny.
Przez moment, który zdaje się być wiecznością, dziewczyna chwieje się i pluje krwią, a potem upada na trawę tuż obok mnie. Wraz z ostatnimi konwulsjami oddaje ducha. Rozlega się gong. Wygrałam.
Czuję niewysłowioną ulgę i rozrywający ból, a zaraz potem ciemne plamy powiększają się i tracę przytomność.
Oczami Maysona:
- Och, nie mogę ci teraz tego powiedzieć. Ubieraj się szybko i zjadaj śniadanie. Musisz być silny! - mieszkanka stolicy wydaje mi ostatnie instrukcje i wychodzi, lekko podskakując na niebotycznie wysokich obcasach.
Spoglądam na tacę z jedzeniem. Dwa małe tosty posmarowane dżemem truskawkowym i szklanka wody. Marne trochę to śniadanie jak na (prawie)zwycięzcę.
Kiedy kończę posiłek wiem, że śniadanie nie było wcale zbyt małe. Nawet po zjedzeniu tak niewielkiej ilości jedzenia mój żołądek się buntuje, dostaję mdłości i zawrotów głowy. Kładę się na moment, czekając aż ustaną.
Mój wzrok wędruje do opakowanej brązowym papierem paczki leżącej na moim łóżku. Jest w niej prosta szara koszula i jasne jeansy, do tego bielizna, skarpety i eleganckie czarne buty. Szybko się ubieram i podchodzę do ściany za którą zniknęła Vanessa. W ostatniej chwili przypominam sobie o medalionie od mamy, który nosiłem na arenie. Znajduję go na szafce nocnej, czysty i gotowy do założenia. Przez moment gładzę palcami drogi skrzący się kamień w metalowej obręczy, ale moje myśli wędrują w kierunku rodzinnego domu, więc w pośpiechu powracam do czatowania pod ukrytymi drzwiami.
Nagle ściana się rozsuwa, wydając przy tym metaliczny zgrzyt. Wychodzę na korytarz. Jest on oświetlony równie nieprzyjemnym światłem co moja sala, ale jest ono znacznie ciemniejsze, wiec da się to znieść. Wiedziony instynktem idę prosto przed siebie, a towarzyszą mi tylko głuche odgłosy stawianych kroków. Po jakimś czasie zauważam zmianę - tunel staje się obszerniejszy i jaśniejszy, do moich uszu docierają też ciche rozmowy i pikanie medycznej aparatury. Przyspieszam i po raz kolejny wiedziony intuicją zaczynam biec. Zatrzymuję się dopiero gdy korytarz się rozwidla. Po chwili zastanowienia wybieram tunel biegnący w lewą stronę - jest lepiej oświetlony i dobiegają z niego jakieś rozmowy. Powoli skradam się w tamtym kierunku, kiedy niespodziewanie coś przykuwa moją uwagę.
- Mayson... - do moich uszu docierają powoli słowa kobiety stojącej obok mnie. - Szukaliśmy cię wszędzie... Chcieliśmy ci powiedzieć, ale...
- Co z nią? - przerywam mentorce. W tej chwili nie interesuje mnie nic innego poza moją partnerką.
- Wyjdzie z tego. Straciła dużo krwi i lewą rękę w walce - mówi Janet z pewnym trudem. - Będzie kaleką.
- To nie ma znaczenia - mówię z siłą, której od dawna nie było słychać w moim głosie. - Najważniejsze, że żyje.
- Już niedługo będziesz mógł tam wejść - odgaduje moje myśli mentorka. - Już niedługo...
_______________________
Ale was rozpieszczam tymi rozdziałami. Dziękuję przede wszystkim za tyle wyświetleń i tyle anonimowych komentarzy! Odpowiadając na komentarz od Anonima ~K. - nie, nie będzie taniego happy endu. Ale w pewnym sensie zakończy się szczęśliwie. W każdym razie czeka was jeszcze przynajmniej 10-20 rozdziałów, więc zapraszam do czytania i obserwowania! Komentujcie, udostępniajcie, czekam na wasze opinie!
PS U was też tak parszywie gorąco? o.o
EDIT: Poprawiony.
Czytałam poprzedni rozdział i nie zauważyłam, że jest jeszcze jeden i gdy go zobaczyłam to się ucieszyłam.
OdpowiedzUsuńNie będzie happy endu ? Chyba żartujesz ? Musi być. Jak to mówi moja koleżanka "Nie ma innej opcji"
Nie będzie przesłodzonego happy endu, ale będzie szczęśliwie chociaż po części, bo sama lubię dobre zakończenia :)
UsuńNaprawde nas rozpieszczasz ;) Rozdział jak zawsze super i nareszcie dłuższy niż wcześniej :) Czekam niecierpliwie na nową notkę!!! Ewelina
OdpowiedzUsuńZapomniałam napisac, że pozdrawiam!!! :o A więc - Pozdrawiam, Ewelina :***
UsuńCzyli jednak bez happy endu? Znów mnie zaskoczyłas. W każdym razie czekam na nowy rozdział :) ~K.
OdpowiedzUsuńŚwietne! ;) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńhttp://kasia-blog1.blogspot.com/
Świetne opowiadanie, podziwiam i pozdrawiam, M ♥
OdpowiedzUsuń