...

...

22 marca 2014

Rozdział 16

Czas mija. Nieubłaganie. Nieuchronnie. Odmierzamy go od wieków, ciągle próbując go nagiąć, zatrzymać, dopasować do naszych wymagań, wsadzić w ramy codzienności. Problem w tym, że to niemożliwe, niewykonalne. Nie jest to zależne od naszej woli, postanowienia czy odwagi. Czas po prostu płynie, od wieków w tym samym tempie. Jakże bym chciał w tej chwili móc go zatrzymać, cofnąć, nie dopuścić do tego, co się stało. Ale stało się i teraz mogę tylko spróbować to naprawić.

Ludzie przychodzą, ludzie odchodzą. Wiemy o tym, ale za każdym razem, gdy się to zdarza, jesteśmy zaskoczeni. To jedyna rzecz w naszej egzystencji, której możemy być pewni, ale często łamie nam serce. 
Cecelia Ahern "Na końcu tęczy"

- Carmen? Gdzie jesteś? - wołam ochrypniętym głosem. Od kilku godzin przeczesuję las w poszukiwaniu ukochanej. I nic. Wiem na pewno, że żyje. Od czasu jej ucieczki nie wybrzmiał gong, na ciemnym już nieboskłonie nie pojawiło się jej zdjęcie. Przez tych kilka dni, w czasie których opiekowałem się moją partnerką, zmarła tylko para trybutów z siódmego dystryktu. Zostało nas już tylko dziewięcioro. Los ośmiorga z nas jest już przesądzony. Mam tylko nadzieję, że dla przedstawicielki drugiego dystryktu tli się jeszcze płomyk nadziei.

(...) Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna 
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście
przychodzi jednocześnie jak patos i humor
jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej
tak szybko stąd odchodzą jak drozd milkną w lipcu
jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon
żeby widzieć naprawdę zamykają oczy
chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzeć
kochamy wciąż za mało i stale za późno  
Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze
a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny  
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą 
ks. Jan Twardowski "Śpieszmy się" 

Jestem wyczerpany, głodny i zmarznięty. Z chęcią bym coś zjadł, ale boję się naruszyć cenny prowiant. Mógłbym coś upolować, ale będąc cały czas w ruchu nie mogę zastawić wnyków. Poza tym i tak mam zgrabiałe palce. Organizatorzy chyba specjalnie obniżyli w nocy temperaturę na arenie. Nie wiem, czy chcą utrudnić życie mi czy innemu zawodnikowi, w każdym razie jest naprawdę zimno. Z moich ust wydobywają się chmurki pary, ulatującej ku sztucznemu sklepieniu areny.

Jest pełnia. Cały las jest dobrze oświetlony, dokładnie widzę każdą roślinkę, każdy liść skąpany w księżycowej poświacie. Przedzieram się przez gęstwinę roślin, w głowie mając pustkę. Trzymam się tylko myśli o niej, chwytam się jej jak tonący brzytwy. Jeśli spojrzeć na to z boku, to większość moich myśli nie skupia się na przetrwaniu, tylko na Carmen.

Chmury zaczynają przysłaniać niebo, robi się coraz ciemniej. Może organizatorzy zauważyli, że niewiele się dzieje i chcą wypuścić nocne zmiechy na żer. Nikt nie może się czuć bezpiecznie, szczególnie, że przez ostatnią dobę nie zginął żaden trybut. Z pewnością ludzie w Kapitolu są znudzeni.

*

Kilka godzin później całą siłą woli zmuszam się do zaniechania poszukiwań mojej partnerki. Zaczynam rozglądać się za miejscem na nocleg. Nieprzytomny ze zmęczenia i tak jej nie znajdę, a narażam się na jeszcze większe niebezpieczeństwo.

Na ziemi czuję się bezbronny i narażony na ataki mutantów, bo mam przy sobie tylko nóż, bezużyteczny w walce z szybkim i zmutowanym genetycznie przeciwnikiem. Resztę broni zostawiłem w jaskini. Gdyby tylko udało mi się wdrapać na drzewo... Nie robiłem tego od lat, a konkretnie od czasu gdy zacząłem pracę w kamieniołomie. Jeśli tylko przypomnę sobie wszystko i trochę popróbuję, to może się udać.

Wybieram wysoką, rozłożystą sekwoję, u której gałęzie zaczynają się jakieś 5 metrów nad ziemią. Skaczę do góry, obejmuję pień rękami, podciągam się i po raz pierwszy od długiego czasu wspinam się na drzewo. Całkiem nieźle mi idzie, do czasu, gdy na 20 metrze spoglądam w dół. Zapomniałem, że mam lęk wysokości. Zaczyna mi się kręcić w głowie i robi mi się niedobrze. Wiem, że na pewno kilka kamer w tej chwili transmituje moje zmagania, więc prę naprzód, choć wszystko boli mnie niemiłosiernie, a stare zranienia odnawiają się pod wpływem wzmożonego wysiłku. Dopiero kilka metrów dalej znajduję odpowiedni konar i moszczę sobie na nim posłanie jak wędrowny ptak. Konar w połowie rozdziela się na dwa, więc jest mi wygodnie. Dla pewności przywiązuję się do pnia stalową linką znalezioną w plecaku i po wypiciu łyka wody zapadam w niespokojny sen.

***

Budzi mnie krzyk jednego z trybutów i dźwięk gongu. Wczoraj na niebie nie pojawiło się żadne zdjęcie zmarłego, więc widzowie w Kapitolu są pewnie znudzeni i domagają się od organizatorów szybszego rozwoju wypadków. Teraz dostaną, czego chcą.

Kompletnie nie rozumiem ich fascynacji Igrzyskami. Może spoglądam na to tylko z punktu widzenia mieszkańca dystryktu, ale ja, nawet gdyby mi zapłacili, nie odnalazłbym frajdy w oglądaniu mordujących się nawzajem dzieciaków. Pomijając fakt, że to nieludzkie, jest to po prostu obrzydliwe.

Serce podchodzi mi do gardła, gdy dociera do mnie kto mógł być tym trybutem. Na arenie zostało już nas niewielu. Niedługo być może zostanie tylko dwójka. Mam nadzieję, że wygra Carmen. To takie moje pobożne życzenie, choć nie znam żadnego Boga do którego mógłbym się zwrócić. Ale jeśli gdzieś w niebycie, gdzieś w górze istnieje jakaś nadprzyrodzona cząstka, to może wysłucha moich cichych próśb i sprawi, że to ona wyjdzie zwycięsko z tych Igrzysk. Nie liczę na to, że to ja przetrwam. Jest to tak nierealne, jak śmierć prezydenta Snowa. Ale teraz nie mogę o tym myśleć, nie mogę rozpamiętywać krzywd. Muszę skupić się na przetrwaniu i utrzymaniu jej przy życiu. Tylko dobrze by było, gdybym wiedział, gdzie ona jest.

***

Piekę upolowanego zająca nad ogniskiem. Muszę jeszcze raz kusić los rozpalając ogień, bo boję się jeść surowego mięsa z obawy przed salmonellą. Mój brat uległ kiedyś zatruciu tym przykrym pasożytem, kiedy przymieraliśmy z matka głodem i zjadaliśmy surowe, upolowane szczury. Nie mogę sobie teraz na to pozwolić, bo choroba wyssałaby ze mnie wszystkie siły. Nie mógłbym utrzymać przy życiu nie tylko siebie, ale też Carmen. Ja gram o większą stawkę niż reszta trybutów.

Zjadam kilka kęsów mięsa i rozmyślam nad tożsamością zmarłego trybuta. Kim on był? Albo ona? Czy to była moja partnerka z dystryktu? Ta myśl wyciska z moich oczu łzy. Szybko je wycieram i zaczynam pakować się do drogi. Na pewno jestem teraz na wszystkich ekranach w Panem, chyba że gdzieś indziej toczy się naprawdę pasjonująca walka, dlatego nie mogę pozwolić sobie na słabość. Kiedy już mam wstać i wyruszyć w dalszą drogę, na mojej szyi czuję zimną stal ostrej klingi noża wrogiego trybuta.
________________
Ba tum tsss! Powracam z kolejną notką i zapraszam do komentowania, obserwowania i udostępniania. Natłok pracy nie pozwala mi w spokoju pisać, ale obiecuję to nadrobić. Do tego mam coraz większy problem z przecinkami, co wytknął mi ~K. ;)
Trzymajcie się! Niech los zawsze wam sprzyja!

Pisane przy tej muzie --------> klik

EDIT: Poprawiony :) Dodałam też cytat z Twardowskiego, trochę skrócony. Co o nim sądzicie?

6 komentarzy:

  1. Aniu, wybacz, że dawno nie byłam na twoim blogu... aż mi głupio, bo ty komentujesz każdy mój post... przepraszam bardzo, bo sama żałuję, że nie wpadłam widząc ile się dzieje! Martwię się o Carmen i o psychikę Maysona... Kurcze, szybko następny rozdział! Świetnie piszesz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy ;) Niedługo będą następne, bo mam dziś natchnienie do pisania ;) Nie martw się o nich, mam już pewną koncepcje :D Ale już nic więcej nie zdradzam!

      Usuń
  2. Skończyć w takim momencie rozdział to zbrodnia! Co ty sobie wyobrażasz?! :D Genialny, pisz następny. Poleć jakieś blogi, bo nie mam co czytać (nie wspominaj o lekturze ;p ) Uratuj Carmen, bo inaczej ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martw się o nich, martw się o siebie :)
      A co do blogów - http://piatek-trzynasty.blogspot.com/ mogłabyś przeczytać ;)

      Usuń
  3. Co moge napisac w komentarzu pod tak dobrym rozdziałem? Cudowny! Always Remember ma racje, że to zbrodnia skończyć w takim momencie ;) Ale tym bardziej czekam na następne :D

    OdpowiedzUsuń
  4. nie no proszę cię już któryś raz mi to robisz. Kończyć w takim momencie to zbrodnia hahah oczywiście żartuję. Dobrze, że dawno nie wchodziłam na twojego bloga, bo nie muszę czekać na kolejne rozdziały tylko od razu mogę przeczytać dalszy ciąg i dowiedzieć się co z bohaterką się stanie.

    OdpowiedzUsuń

Czytelniku, zostaw po sobie ślad. Dla ciebie to tylko moment, a dla mnie twoja opinia jest ważna :)