...

...

31 sierpnia 2015

Rozdział 30

Oczami Carmen: 

Czas dłuży się niemiłosiernie. Rozciąga się do granic możliwości, jeżeli takowe istnieją. Każda kolejna chwila nie różni się od poprzedniej. Dni zlewają się w jedno, nie różnią się od nocy. Wszystkie czynności wykonuję automatycznie. Nie patrzę w lustro, chociaż moje włosy poplątały się w trudne do ogarnięcia strąki, a niezmywany od dawna makijaż wżarł się głęboko w skórę. Nie chcę żałować przeszłości, myśleć o teraźniejszości, zajmować się przyszłością. Chciałabym przestać czuć. Boli mnie, bo uświadomiłam sobie co straciłam, dopiero gdy pojawiło się coś innego, gorszego. Strasznego. Mam ochotę wyparować, chciałabym uciec od tych wszystkich sztucznych uśmiechów i gratulacji. To wszystko mnie przerasta. Moje serce rozpadło się na kawałki dawno temu, teraz znikło już całkowicie. W głowie mam tyle pytań bez odpowiedzi, tyle odpowiedzi na niezadane pytania.

Chciałem żyć i żyłem, a jednak miałem przeczucie, że zdecydowanie nie powinienem był być. 
~ „Brewiarz zwyciężonych” Emil Cioran
Niemal bezmyślnie podchodzę do szafki w kuchni. Nie moja szafka, nie moja kuchnia. W domu w Wiosce Zwycięzców czuję się jak intruz, jak złodziej, który przychodzi pod osłoną nocy. Tylko co miałabym ukraść? Rzeźbione komody, wyszywane narzuty, jaskrawe zasłony, srebrne sztućce? Żadna z materialnych rzeczy w tym budynku mnie nie interesuje, jest tylko nieznaczącym przedmiotem o który można się potknąć, uderzyć bądź zranić. Tego, co mi zabrano, już nigdy nie uda mi się odzyskać.

Pamięć - szatański wynalazek, nie pozwalający nam wyrzucić z głowy tego, o czym wolelibyśmy nigdy się nie dowiedzieć. Nie możemy jej zrestartować czy wymazać. Musimy żyć dalej, ze świadomością swoich dobrych i złych czynów, tego, co mogliśmy zrobić lepiej lub tego, czego nie zdążyliśmy uczynić.

Mechanicznie otwieram drzwiczki szafki i wyjmuję całą jej zawartość. Nie jest tego dużo. Buteleczka spirytusu, opakowanie morfaliny, jakieś tabletki, brzytwa, igła, plastry, czyste szmatki. Opadam ciężko na kanapę. Czego ja naprawdę chcę?

Spoglądam za okno. Na gałęzi pobliskiego drzewa przysiada kosogłos. Spogląda na mnie ciekawsko i zaczyna naśladować szczekanie psa sąsiadów, przeskakując zabawnie z jednej nogi na drugą. Nie mogę się nie roześmiać. Moment później ptak odlatuje, ale ja nadal się śmieję. Po chwili śmiech przeradza się w szloch. Na policzkach czuję gorące łzy, rozmazujące mój niezmywany od dawna makijaż. Moją maskę za którą ukryłam się dawno temu.

Delikatnie biorę do ręki brzytwę. Przyglądam się jej błyszczącej powierzchni i ostrym brzegom. Powoli przekładam ją do prawej dłoni i przykładam do lewego nadgarstka. Na początku boli tak, że drętwieją mi palce, ale to i tak nic w porównaniu z obrażeniami, które zdobyłam na arenie. W Kapitolu usunęli mi wszystkie zewnętrzne pamiątki po tamtych ranach. Szkoda, że nie mogli wyczyścić mi umysłu.

Już nie czuję bólu, choć nadal go sobie zadaję. Obserwuję krople krwi skapujące na zimną podłogę, ostro odznaczające się na jej bladoróżowej powierzchni płytek. Wypływają powoli, zbyt powoli. Śmierć widać jest zajęta kimś innym. Może wzięła urlop? Po raz kolejny się śmieję, wyobrażając sobie kostuchę w bikini, surfującą gdzieś na lazurowym wybrzeżu.

Drżącą dłonią chwytam pojemnik z tabletkami. Nie mogę go otworzyć, udaje mi się dopiero po dłuższej chwili. Wysypują się z niego różnokolorowe pastylki. Wybieram kilka najładniejszych i przez chwilę trzymam w dłoni. Potem machinalnie wrzucam je do ust. Pierwsza, druga, trzecia...

Robi mi się sucho w gardle, więc próbuję chwycić buteleczkę spirytusu, ale zaciśnięte w pięść palce nie chcą się rozewrzeć. W końcu bezsilna dłoń opada, głowa opiera się na zagłówku kanapy. Czuję się, jakbym już nie należała do tego ciała, do tego świata. Jakbym dryfowała w ciepłych wodach gorącego oceanu. Zanurzona po pas w wodzie... po szyję... z trudnością biorę kolejne oddechy. Niematerialna woda wpada mi do ust, do nosa, zalewa płuca. Surfuję razem ze śmiercią ubraną w kolorowy kostium kąpielowy. Tylko dlaczego jestem pod wodą, zamiast unosić się na falach?

Tonę.

Dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, że chcę żyć.

***

- To była najgłupsza rzecz jaką zrobiłaś, zdajesz sobie z tego sprawę? - karcący głos Rosalyn przerywa ciszę i dudni w mojej głowie niczym uderzenia młotem pneumatycznym.

- Ale przynajmniej było widowiskowo - wtrąca się Janet. - Tak, wiem, nie pomagam - mentorka przewraca oczami słysząc zirytowane westchnienie Rose. Zebrały się wokół mnie jak jakiś komitet powitalny. A przecież tylko chciałam zniknąć. Po co robić o to tyle szumu?

- Dlaczego, Carmen? - pyta cichym głosem blondynka. W jej oczach błyszczą łzy, ale minę ma zaciętą. Omiata wzrokiem moje nadgarstki i delikatnie łapie mnie za ramię. Chciałabym móc ją pocieszyć, przeprosić lub choćby powiedzieć, by rozluźniła dłoń, bo pod naciskiem jej palców zakończonych połyskliwymi tipsami boli mnie ramię, ale nie potrafię ułożyć jakiegokolwiek sensownego zdania.

Nie znam odpowiedzi na jej pytanie, jeszcze nie teraz. Myśli przesypują mi się przez palce, a w ustach czuję nieprzyjemny smak leków i alkoholu. Boli mnie całe ciało, jest mi zimno. Leżę na bladoróżowej podłodze przykryta kocem, a ubrania mam wilgotne od krwi i potu.

- Dlaczego żyję? - udaje mi się spytać, ignorując na razie pytanie mojej rówieśniczki. Mój głos jest niczym więcej, jak chrapliwym szeptem.

- Zażyłaś leki zagęszczające krew, to zatamowało jej upływ z przeciętych nadgarstków. Tak na marginesie, przecięłaś je bardzo niefachowo. Zbyt płytko, by się zabić. - Janet mówi patrząc mi w oczy przenikliwie, jakby sprawdzając, czy docierają do mnie jej słowa. Czyli mogę zapomnieć o bajeczkach o sile miłości i takich tam. Ona zawsze przechodzi do konkretów.

- Dzięki - warczę. Niespodziewanie zaczynam się trząść, zrzucając z siebie koc. Kobiety podnoszą mnie i układają na kanapie. Cały czas milczą. Jest mi bardzo, bardzo zimno. Nie mówią nic nawet wtedy, gdy po moich policzkach zaczynają spływać łzy. Łapię się kurczowo jednej z nich i wtulam się w miękki materiał jej ubrania. Czuję delikatne perfumy o woni róż. Rosalyn.

- Wszystko będzie dobrze - szepcze mi do ucha kojącym głosem. - Poradzisz sobie. Jesteś silna.

- Co mi z tego, skoro nie potrafiłam go uratować? - Zaciskam oczy coraz mocniej. Ogarniają mnie dreszcze, a chaotyczne myśli plączą się w mojej głowie. - Jak mam dalej żyć ze świadomością, że Mayson gdzieś tam jest, a ja nie mogę mu pomóc? Jak mam dalej żyć z tym potworem, którego przysłał mi Snow?


Nie kłamstwa, lecz prawda zabija nadzieję. 
 ~ Jerzy Andrzejewski
- Właściwie to... jest pewien sposób - Otwieram oczy. Janet patrzy na mnie przenikliwie, bawiąc się kawałkiem ceraty leżącym na stole.

- Co masz na myśli? - pytam ją drżącym głosem.

- Mayson żyje, to wiemy na pewno. Martwy byłby dla nich bezużyteczny; gdy wiesz, że gdzieś tam jest, czujesz o wiele większy ból, niż gdyby umarł, prawda? Wtedy pogodziłabyś się z tym, być może odczułabyś ulgę, a tak cały czas żyjesz w strachu o niego, mam rację? - Niepewnie kiwam głową. Razem z Rose słuchamy przemowy Janet jak zahipnotyzowane. Ona od razu przechodzi do konkretów. - Pamiętacie opowieści o Mrocznych Dniach, prawda? To była straszna rzeź. Trzynaście dystryktów zbuntowało się przeciwko stolicy, ale nie udało im się wygrać z potęgą militarną Kapitolu. Powstanie upadło, ale potem było tylko gorzej. Co roku organizowano Głodowe Igrzyska, a Trzynastka została zniszczona. Taka jest oficjalna wersja. Naprawdę było trochę inaczej.

- Jak to? - wyrywa się Rosalyn. - Co jeszcze mogło się stać?

- Powinnaś raczej zapytać, co się nie stało. - Janet uśmiecha się delikatnie i zaczyna mówić szeptem. - Trzynasty dystrykt przetrwał bombardowanie. Przez wiele lat nie zaczepiał się z Kapitolem, udawali nawzajem, że przeciwnik nie istnieje. Dodatkowo stolica rozpuściła wiadomość, że zmieciono Trzynastkę z powierzchni ziemi. To prawda, bo mieszkańcy ostatniego z rewirów przetrwali pod ziemią.

- I co, może wyrosło im futerko i żywią się korzonkami? - szydzę. Przez cały czas słuchałam jej z rosnącym zainteresowaniem, myśląc, że znalazła sposób, by uratować Maysona. Nie myślałam jednak, że zamiast tego zacznie sobie z nas żartować.

- Skoro tak twierdzisz - odparowuje mentorka. - Wiem, że trudno w to uwierzyć, ale takie są fakty. Od niedawna władze Trzynastki planują zakrojoną na szeroką skalę akcję partyzancką, mającą na celu odebranie władzy Kapitolowi. Jeszcze nie są gotowi, ale dążą do tego małymi kroczkami. Jednym z pierwszych jest plan uwolnienia Maysona.

- Jak? - Dłonie Rose delikatnie gładzą mnie po plecach, gdy ta zadaje nurtujące nas obie pytanie.

- Austin. To ich wtyczka w Kapitolu. Zdziwione, prawda? - Uśmiecha się widząc nasze miny. - Byłam tak samo zaskoczona. To on koordynuje całą akcją tam, na miejscu. Jeśli wszystko pójdzie dobrze... uda im się uciec.

- Dokąd?

- Do Trzynastki, a dokąd? Tylko tam jest bezpiecznie... teoretycznie. Nie patrz tak na mnie, my też się tam wybieramy. Przecież nie może nas ominąć bankiet powitalny, prawda? - Janet uśmiecha się półgębkiem, próbując rozładować atmosferę żartem. Nikt poza nią się nie uśmiecha.

- A jeśli coś się nie uda? - pytam z zaciśniętym gardłem.

Twarz mentorki momentalnie ciemnieje. Zirytowała mnie swoim ostatnim komentarzem. Odczuwam teraz niemal nieprzyzwoitą przyjemność, obserwując jej zakłopotanie. Dłoń Rosalyn gładzi mnie po plecach trochę bardziej nerwowo. Odpowiada mi tylko milczenie.
_____________
Sieeemanko! Ale mam dobry humor! Nowy rozdział, tuż przed kolejnym kraterem w mózgu... to zaczyna być irytujące. Trochę straszna ta notka, nazwałabym ją "Zabawa ze śmiercią". Ale nie interesuje was pewnie zawiłość dziwnych myśli w moim mózgu, prawda? Jak wam minęły wakacje? Już tylko kilka godzin wolnego. Myślę, że do grudnia wyrobię się z opowiadaniem, wybaczcie długie przerwy. Ale zapowiadam nadejście jeszcze co najmniej 2 miniaturek!

Oczywiście proszę o komentarze, udostępnienia, obserwacje, bo to wszystko motywuje mnie do pisania. Kiedy wiem, że na rozdział czeka choćby kilka osób więcej niż poprzednio, to naprawdę czuję ogromnego kopa. Miłego czytania, enjoy!

7 komentarzy:

  1. Pięknie, pięknie... Jeszcze tylko brakuje sceny erotycznej i całą twoją osobowość mamy w jednym rozdziale :) Bardzo fajnym rozdziale ;) ~K.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super ;) Jak zawsze wciągająca notka. Przeczytałam już dawniej, ale zapomniałam skomentować. Czekam na kolejną!
    Pozdrowionka, Ewelina ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział, bardzo zaskakujący ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale fajne to
    http://happinessismytarget.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz wielki talent!
    Świetnie piszesz!
    Dobrej Nocy!
    http://fridayp.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Super, ale kiedy kolejny rozdział? Już 2 miesiące nie ma :/ Rozumiem, ze możesz nie mieć weny i mieć dużo obowiązków, ale informuj nas chociaż :/

    OdpowiedzUsuń
  7. świetne to jest ! *.*
    http://stylishfashionbylu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Czytelniku, zostaw po sobie ślad. Dla ciebie to tylko moment, a dla mnie twoja opinia jest ważna :)