...

...

10 stycznia 2014

Rozdział 10

Budzę się zlany potem. Znów śniła mi się arena, ale tym razem to inna scena sprawiła, że brutalnie wyrwałem się z objęć Morfeusza. Widok martwej Carmen.

Wchodzę pod prysznic, żeby spłukać z siebie do odpływu koszmarne sny. Przez chwilę jak głupi wpatruję się w pulpit z różnymi przyciskami. Wybieram ten opatrzony napisem "gorący deszcz". Trochę za gorący, jak dla mnie. Nucę pod nosem jakąś melodię, gdy senne mary powoli odchodzą w zapomnienie. Po kilku minutach wychodzę spod prysznica, rozgrzany jak po dobrze przespanej nocy. Wycieram się i ubieram w już przygotowany dla mnie strój. Jest to obcisły, ciemnopomarańczowy kombinezon z zieloną cyfrą mojego dystryktu na plecach. Wygląda na za ciasny i mało wygodny, ale okazuje się odpowiedni. Austin jak zwykle dobrze się spisał.

W czasie śniadania panuje konsternacja. Wszyscy zdają sobie sprawę, że to nasze ostatnie wspólne śniadanie. Jakby to rozegrał, i tak nie spotkamy się już w takim gronie.

- Podasz mi dżem? - Vanessa próbuje zachować dobry humor, ale raczej słabo jej to wychodzi. Widać, że jest rozbita. Z pewnością nigdy nie utrzymywała tak bliskich kontaktów z trybutami, więc teraz tym trudniej będzie jej się z nami rozstać.

- Jasne - Janet odpowiada równie niemrawo. Ma podkrążone oczy i na kilometr czuć od niej alkohol. Z tego co wiem, wczoraj do późnej nocy była na bankiecie dla sponsorów. Robi wszystko, by nam pomóc.

Po posiłku jesteśmy odprowadzeni do wind przez groźnie wyglądających Strażników Pokoju. Czasami są rekrutowani z naszego dystryktu. Mój wuj został Strażnikiem, w obawie przed głodem. Nigdy więcej go już nie zobaczyłem.

"(…) człowiek pociesza się, że jutro będzie inaczej. W poczuciu zmienności tkwi zawsze nadzieja lepszego. Poczucie to broni człowieka przed beznadziejnością nawet w tych sytuacjach, które, obiektywnie biorąc, są beznadziejne. Tylko nad światem depresji napis jest identyczny jak ten, który Dante postawił nad bramami piekła: „Porzućcie wszelkie nadzieje."
Antoni Kępiński
Poczekalnia. Zimna, oświetlona migotliwym światłem kilku lamp. Wezwali już dziewczynę, potem chłopaka z Jedynki, a ja nadal nie wiem co mam im pokazać. Wzywają Carmen. Delikatnie dotykam jej dłoni i życzę powodzenia, nie zważając na groźne spojrzenia innych trybutów. Próbuje się uśmiechnąć, ale jej to nie wychodzi. Jest blada jak ściana. Ostatni raz na mnie spogląda i wchodzi do windy.

Czekam 15 minut. Cały czas słyszę za sobą śmiechy i szepty. No tak, "zakochani pośmiewiskiem Igrzysk", mogłem się tego spodziewać. W końcu słyszę z głośników wezwanie i wchodzę do windy, która transportuje mnie do wielkiej sali, w której odbywaliśmy szkolenie. Na tarasie, za złotą barierką, znajdują się stoły przy których siedzą sponsorzy i Główny Organizator Igrzysk, Andrew Hawkins. Niestety, muszę stwierdzić, że wygląda idiotycznie. Jest ubrany w różowy garnitur, zieloną koszulę w kolorze jego włosów i muchę w czerwone i żółte prążki. Za grosz gustu.

To już teraz nie ważne. Muszę się skupić na tym, co zaprezentuję, wyrzucić inne zbędne myśli. Biorę oszczep i idę na strzelnicę. Celuję do kukły przedstawiającej trybuta. Bezbłędnie, w środek tarczy oznaczającej serce.

Podchodzę do stoiska z nożami. Ostatnio zacząłem jeszcze lepiej nimi władać. Celuję, lecz tym razem chybię o centymetry i ostrze wbija się w worek do boksowania. Wysypują się z niego jakieś kuleczki. Cóż, nawet efektownie to wygląda. Rzucam jeszcze raz, tym razem trafiając w głowę kukły.

Przechodzę na strzelnicę z ruchomymi celami. Wiem, że zostało mi już niewiele czasu, więc szybko wyjmuję kolejne noże. Trafiam najpierw w kukłę ptaka, poruszającą się pod sufitem, potem w uciekającego zająca, a na sam koniec rzucam oszczepem w manekin trybuta, przesuwający się jakieś 5 metrów przede mną. Zadziwiające, że tak gładko mi poszło. Kiedy już mam zejść z podestu do ćwiczeń, w głowę uderza mnie kukła jakiegoś ptaka. Spadam na ziemię, a zza złotej barierki słychać zduszone śmiechy. Uciszam ich, robiąc przewrót i w ostatniej chwili ustrzelając manekina. Rozlegają się ciche brawa ze strony organizatorów. Hawkins dziękuje mi charakterystycznym, grubym głosem.

- Jest pan wolny.

Odkładam broń i wchodzę do windy. Wciskam guzik z dwójką i czekam, aż winda dowiezie mnie na moje piętro. Wychodzę na wyłożony czerwonymi panelami korytarz i oddycham z ulgą. Całe zdenerwowanie i napięcie niemal od razu mnie opuszcza.

- I jak ci poszło? - pyta podekscytowana Johnson, uczepiając się mojej dłoni.

- Ustrzeliłem parę kukieł. A ty?

- Też nieźle. Myślę, że dostanę z 5 punktów.

- A ja myślę, że dostaniesz 12. Jesteś świetna.

- Niech ci będzie - mówi przewracając oczami i całuje mnie w policzek. - Chodźmy, niedługo powinni przekazać punktację.

Dosiadamy się do naszej mentorki i stylistów. Na stoliku pojawiając się kuszące przekąski, po które od razu sięga Carmen. Kwituję to przewróceniem oczami, za co obrywam od niej poduszką. W ostatniej chwili wchodzi Vanessa i zaczynamy oglądać. Leander Spotter i spiker Igrzysk John Dullard witają "wszystkich Igrzyskomaniaków" przed telewizorami i zaczyna się przyznawanie punktów. Każdemu komentarzowi towarzyszą śmiechy i westchnienia cudacznie ubranych widzów, zgromadzonych w ekskluzywnych lożach.

Dziewczyna z Jedynki - 8 punktów, chłopak z Pierwszego Dystryktu - 7, Carmen Johnson... 9! Wybuchamy radosnymi okrzykami, zagłuszając mój przydział punktowy. Na szczęście wyświetlają na ekranie nasze zdjęcie, dystrykt i liczbę punktów. Przecieram oczy ze zdumienia. Przyznali mi pełną dziesiątkę.

- Jak to się stało? - pytam.

- A co żeś im pokazał? - pyta, jak zawsze zdystansowana Janet.

- Parę razy strzeliłem do ruchomych celów, to wszystko. - Nie mam teraz ochoty wszystkiego opisywać. Chcę zobaczyć, jak inni sobie poradzili.

Dobre punkty zdobywa jeszcze tylko dziewczyna z szóstego dystryktu, aż 10, a reszta od 3 do 6. Przeciętnie. Teraz liczy się tylko nasza piątka - pierwszy i drugi dystrykt oraz dziewczyna z Szóstki. Ta walka rozegra się pomiędzy nami.        

*

Kręcę się w łóżku, próbując zasnąć. Jest może jeszcze kilka godzin do rana. Igrzyska zaczną się nie wcześniej, niż o dziesiątej, ale my musimy wstać bladym świtem. Skręca mi się żołądek na myśl, co będzie potem...

Wtem słyszę ciche pukanie do drzwi. Zakładam szlafrok, ale już wiem, kto tam stoi. Carmen. Moja Carmen. Która już za kilka godzin może leżeć martwa... Ale nie myśl teraz o tym.

Dziewczyna stoi, opierając się o framugę drzwi. Oczy ma pełne łez. Biorę ją w objęcia bez chwili zastanowienia. On wtula się w mój tors i łka.

- To straszne... - szepcze - Straszne, jak oni nas wykorzystują... Tydzień się nami zabawiają w wywiadach i prezentacjach, a potem każą nam się zabijać...

- Przecież wiesz, co oni o tym myślą... Zapobiegają buntom dystryktów, karzą nas za Mroczne Dni i takie tam.

- Ale my wiemy, że to nieprawda. Tylko dlaczego oni są aż tak tym omamieni?

Odsuwa się ode mnie i idzie w stronę salonu. Podążam za nią.

- Jesteś głodna? - pytam zza lady barku samoobsługowego. Carmen przeczy kiwnięciem głowy i siada na parapecie, patrząc na nocną panoramę stolicy. Mimo to robię nam obojgu gorącą czekoladę z piankami i podchodzę do niej z nieśmiałym uśmiechem.

- Przecież mówiłam, że nie chcę - mówi i odwraca się ode mnie, ale uśmiecha się delikatnie. Kładę jej porcję na szafce, obok wymyślnej lampki. Obejmuję ją ramieniem.

- Idź się przespać. Musisz mieć siłę, by wygrać.

- Już wygrałam - mówi i mnie całuje. Jest inaczej niż zwykle. W tym pocałunku zawarte jest tyle uczuć. Tęsknota, strach, rozpacz, determinacja, pożądanie, miłość... Wiem, że mogę już nie mieć okazji, by ją pocałować.

___________________
Uff... Zakończyłam etap przygotowań, teraz czas na walkę. Mam nadzieję, że wam się spodoba, bo szykuję dla was wiele niespodzianek. Lubię komplikować im życie, taka już jestem :)
Miłego czytania!

EDIT: Poprawiam dalej :)

3 komentarze:

  1. Początek po prostu świetny <3 Mam ciary ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się, że wstawiasz obrazki do niektórych rozdziałów. Koniec jest przepiękny aaa pocałunek - jestem romantyczką, więc jarają mnie takie rzeczy hehehe.

    OdpowiedzUsuń

Czytelniku, zostaw po sobie ślad. Dla ciebie to tylko moment, a dla mnie twoja opinia jest ważna :)