Budzę się w nocy kilka razy, aż w końcu, nad ranem, wstaję na dobre. Wchodzę pod prysznic, choć nie mam zamiaru się myć. Chcę w spokoju pomyśleć.
Człowiek wymyślił sobie niebo i piekło, żeby się torturować. Czy znałaś kiedyś zdrowego psychicznie albo naprawdę dobrego człowieka, który by twierdził, że zasługuje na to, aby pójść do nieba? Wątpię. Wszyscy sądzą, że ich postępowanie zostanie potępione.
Jonathan Carroll
Przez te kilka dni wiele się działo. Przejazd na rydwanie, pocałunek, słowa Johnson... Z Igrzysk wyjdzie cało tylko jedno z nas. Jest nas dwudziestu czterech, Mayson. Nawet, gdyby to była prawda, to i tak by się nie udało.
No i co ja jej wtedy odpowiedziałem? Jeśli się kogoś naprawdę kocha, to wszystko jest możliwe. Zachowałem się jak romantyczny palant. Ale przynajmniej osiągnąłem to, co chciałem. Prawie. Wtuliła się w moje ramię i rozpłakała. Staliśmy tak przez chwilę, a potem poszliśmy na dach Ośrodka Szkoleniowego. Janet wspominała, że jest tam spokój i można się zrelaksować przed kolejną sesją zabijania. Ona zawsze ma cięty język, uwielbiam jej podejście do Igrzysk i śmierci. Ale gdy dotarliśmy we wskazane przez nią miejsce, okazało się, że nie jesteśmy tam sami.
Dziewczyna z Szóstki stała do nas tyłem i spoglądała z góry na miasto. Kiedy usłyszała nasze kroki, odwróciła się wystraszona, ale zaraz potem uśmiechnęła się szyderczo na widok naszych splecionych dłoni.
- Zakochani? - spytała, udając zatroskanie. - Jak słodko. Zabiję was na końcu, dobrze?
- To zależy kto kogo zabije, Szóstka. Chodź Carmen, znajdziemy sobie inne miejsce.
- Nie, zostańcie - powiedziała z udawaną słodyczą. - Dwójka pewnie poszłaby poskarżyć się Kapitolowi, nie mam racji? Wasz dystrykt zawsze był na usługach Snowa! - krzyknęła z wściekłością i uciekła z tarasu. Carmen mocno złapała się mojej dłoni. Wyrwałem się jej i pobiegłem na dziewczyną, ale jej nie znalazłem. Kiedy wróciłem, Johnson stała tyłem do mnie, przy balustradzie. Objąłem ją ramieniem. Płakała.
- Czy zawsze tak będzie? Ta wrogość między dystryktami? Ja... nie możemy być razem... staniemy się pośmiewiskiem... - powiedziała półgłosem. Nic nie odpowiedziałem, tylko pocałowałem ją. Najpierw delikatnie, sprawdzając, czy tego chce, potem coraz śmielej. Zrozumiała wszystko.
Przez resztę dnia siedzieliśmy na dachu, delektując się sobą, rozmawiając, zapominając o całym świecie. Zeszliśmy dopiero, gdy zrobiło się całkiem ciemno, a wszyscy z naszego piętra poszli spać. No, może nie wszyscy. W jadalni siedziała Janet i objadała się babeczkami. Gdy zobaczyła nas, roześmianych i obejmujących się, przewróciła oczami.
Przez resztę dnia siedzieliśmy na dachu, delektując się sobą, rozmawiając, zapominając o całym świecie. Zeszliśmy dopiero, gdy zrobiło się całkiem ciemno, a wszyscy z naszego piętra poszli spać. No, może nie wszyscy. W jadalni siedziała Janet i objadała się babeczkami. Gdy zobaczyła nas, roześmianych i obejmujących się, przewróciła oczami.
- Wiedziałam, że tak będzie. Może będziecie mieli więcej sponsorów na arenie... No, nie ważne. I tak chcę z wami pogadać. Siadajcie.
Przez pół nocy słuchaliśmy jej rad, co należy robić, aby przypodobać się sponsorom. Kiedy miałem już kompletnie dość, a Johnson zasypiała na siedząco, poszliśmy po małej utarczce z mentorką do sypialni. To znaczy, ja poszedłem, bo Carmen zasnęła. Zaniosłem ja na rękach do jej pokoju, ułożyłem na łóżku i przykryłem kołdrą. Wyglądała tak niewinnie. Miała lekko rozchylone usta, zarumienione policzki, a jej włosy, rozsypane na poduszce, utworzyły wokół jej głowy niesamowitą aureolę. Musnąłem ustami jej czoło i wróciłem do siebie, ale i tak co chwilę budziłem się przez resztę nocy.
A teraz jestem już tak długo pod prysznicem, że zaczyna mi schodzić skóra z rąk. Chyba czas już stąd wyjść.
Ubieram się w przygotowane dla mnie ubranie, czyli obcisły, szary kostium z zielonymi dodatkami, w którym mam iść na szkolenie. Gdy wchodzę do jadalni, zastaję tylko Johnson. Witam ją delikatnym muśnięciem dłoni i komplementem na temat jej kostiumu, bo jest ubrana dokładnie w to samo, co ja. Chyba czas pogadać z Austinem.
Siadamy obok siebie i zaczynamy jeść. Czuję, że jest spięta, w końcu to pierwszy dzień szkolenia. Bez słowa nalewam jej wina do kieliszka, aby choć trochę się odstresowała. Po kilku minutach wchodzi Vanessa.
- Witam, witam, moje gołąbeczki! Jak się spało? - Uśmiecha się promiennie. Wymieniam z Johnson rozbawione spojrzenie. Van zawsze jest taka... Kapitolińska.
- Bardzo dobrze - odpowiada dziewczyna, gdy już mam się odszczeknąć.
Posiłek kończymy w milczeniu, a gdy zjawia się Janet, już gotowa do wyjścia, wszyscy wstajemy od stołu.
Jedziemy windą na dół, do sali ćwiczeń. Jest tam tylko wredna dziewczyna z Szóstki i chłopak z jej dystryktu, para z Dziesiątki i Jedenastki i dziewczyna z Jedynki. Zanim zjawią się wszyscy, mija jeszcze jakieś dwadzieścia minut.
Prowadząca, Suzuqi, zaczyna. Tłumaczy, co możemy robić, a czego nie, czyta listę stanowisk i tak dalej. Po kolejnych czterdziestu minutach kończy, a trybuci się rozchodzą. Wybieram najpierw
- Poruszaj dłońmi z góry na dół, o tak, i nałóż więcej chrustu - instruuję. Po kilku minutach udaje jej się rozpalić swoje pierwsze ognisko. Z radości klaszcze w dłonie i przytula się do mnie.
Przechodzimy do stanowiska jadalnych owadów, a potem jadalnych roślin. Staram się zapamiętać jak najwięcej, ale akurat wołają nas na obiad. Śniadanie i kolację jadamy na swoich piętrach, ale jeden posiłek jemy wspólnie. Zauważam, ze wiele osób dziwnie na nas patrzy, ale nie przejmuję się tym. Dziś podają gulasz, włoszczyznę i ziemniaczane kotleciki z żółtym serem w środku. Pycha. Delektujemy się posiłkiem, kiedy do naszego stołu przysiada się dziewczyna z Szóstki. Już chcę wstać, kiedy ta się odzywa.
- Coś tak nerwowy? Siadaj, przecież cię nie zabiję. Przynajmniej na razie. - Śmieje się głośno. Całe szczęście, że prawie wszyscy już skończyli posiłek i możemy wracać do sali ćwiczeń, bo inaczej chyba bym nie wytrzymał. Bójki przed trafieniem na arenę są zakazane, oczywiście jeśli cię ktoś na tym złapie. Tak czy inaczej, wyrównamy rachunek w czasie Igrzysk.
Razem z Johnson zaliczamy kolejne stanowiska, aż do kolacji. Mocno zmęczeni wędrujemy do wind. Przyspieszamy, żeby mieć windę tylko dla siebie, ale w ostatniej chwili wchodzi do niej też para z Dziesiątki. Wydają się mili. Mają może po czternaście lat i delikatną budowę ciała. Z pewnością nie są faworytami.
Dziewczynka z dziesiątego dystryktu ma ciemny kolor skóry. Chociaż mi to nie przeszkadza, to wiem, że wiele osób w moim dystrykcie jest rasistami. Rodzina Johnsonów również się do nich zalicza, dlatego Carmen w obecności trybutki z Dziesiątki jest spięta. Próbuję ją odstresować, na szczęście dziewczyna pamięta, by nie gapić się na przeciwniczkę jak na osobliwość.
Dziewczynka z dziesiątego dystryktu ma ciemny kolor skóry. Chociaż mi to nie przeszkadza, to wiem, że wiele osób w moim dystrykcie jest rasistami. Rodzina Johnsonów również się do nich zalicza, dlatego Carmen w obecności trybutki z Dziesiątki jest spięta. Próbuję ją odstresować, na szczęście dziewczyna pamięta, by nie gapić się na przeciwniczkę jak na osobliwość.
Winda zatrzymuje się na naszym piętrze. Od razu owiewa nas kuszący zapach pysznych potraw. Jemy bardzo szybko, tak szybko, że zaraz po posiłku, gdy idziemy razem do pokoi, mamy mdłości. Kiedy stajemy przed moim pokojem, Johnson przytula się do mnie.
- Wiesz co? Zaimponowałeś mi, gdy pobiegłeś za tamtą dziewczyną z szóstego dystryktu.
Chyba pierwszy raz w życiu się rumienię. I ja się uważam za faceta?
- Myślałem o tym, co mi powiedziałaś na dachu - zaczynam poważnie. - Nawet gdybyśmy nie byli razem, to i tak będziemy pośmiewiskiem Kapitolu. Nasza śmierć będzie oglądana przy obiedzie albo podczas kąpieli. Ale zawsze możemy zginąć razem, na przekór ich choremu systemowi. I odnaleźć się po tamtej stronie. - Ostatni raz muskam jej czoło ustami. Wchodzę do pokoju i opieram się ciężko o drzwi. To, co powiedziałem Carmen, to szczera prawda. Tak właśnie myślę. To chyba jedyna rzecz, którą wiem na pewno o moim... naszym życiu. I wiem jeszcze coś. Wiem, że być może nie zginę jak bohater. Ale może moja śmierć będzie coś znaczyć. Wznieśmy toast pucharem pełnym krwi! cytując klasyk. Za miłość.
Wiem, że mnie kochasz, ale nie wiem dlaczego. Patrzę na ciebie i nie mogę zrozumieć: dlaczego to ja. Za każdym razem gdy odzyskuję równowagę, znowu ją tracę. Bo to nie powinnam być ja i myślę, że gdy do tego dojdziesz, zabije mnie to.
"Aż po grób" Nora Roberts
_____________________
Akcja się rozwija... Mam nadzieję, że wam się spodobał rozdział? Piszcie w komentarzach, obserwujcie, udostępniajcie... Pozdrawiam!PS Co myślicie o cytatach, które dodaję do rozdziałów? Trafione?
kocham, kocham, kocham
OdpowiedzUsuńświetnie piszesz, chciałabym mieć taki talent jak ty.
Mam nadzieję ż szybko dodasz następny rozdział ;*
dzięki :) miło mi, a rozdział dodam chyba w sobotę lub niedziele ;)
Usuńojej jakie to romantyczne chce zginąć za miłość.
OdpowiedzUsuńA to, że zaniósł ją śpiąca do pokoju to było słodkie.