...

...

3 grudnia 2013

Rozdział 6

Wyjeżdżamy na oświetlony reflektorami i błyskami fleszy plac. Wokół trasy przejazdu ustawiono setki trybun, ozdobionych błyszczącymi girlandami, na których tysiące ludzi krzyczą i wiwatują na nasz widok. Macham i uśmiecham się do nich. Spoglądając na jeden z wielkich ekranów widzę, że w
migotliwym świetle fleszy wyglądamy naprawdę bosko. Przenoszę wzrok na Johnson i uśmiecham się pod nosem. Dziewczyna to zauważa, być może na ekranie, odwraca się do mnie i odwzajemnia uśmiech. Machamy razem do publiczności, a oni zaczynają skandować nasze imiona. "Carmen! Mayson! Drugi dystrykt!" słyszymy dookoła. Może rozebranie nas prawie do naga to nie był taki koszmarny pomysł...

Po kilku minutach powolnej jazdy rydwany zwalniają i wjeżdżają na mały placyk przed mównicą prezydenta. Kilka lat temu dawny prezydent zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach, a jego miejsce zajął Coriolanus Snow. Mężczyzna wchodzi na podest i wita wszystkich zgromadzonych.

Mimo młodego wieku, z jego postury bije chłód i dystans. Uśmiech, który zdobi jego usta, jest aż nadto sztuczny.

Mówi o poświęceniu, lojalności, przyjaźni, ofierze składanej przodkom... Same idiotyzmy. W pewnej chwili jego przenikliwe oczy spoczywają na mnie. Przenika mnie dreszcz, kiedy jego stalowoszare tęczówki przewiercają mnie na wylot.

Gdy kończy się przemowa znów okrążamy rynek i wjeżdżamy z powrotem do Ośrodka Szkoleniowego. Dopiero tam przestaję sztucznie się uśmiechać i zauważam, że moje mięśnie twarzy drżą ze zmęczenia. Od razu opada z nas całe zdenerwowanie. Siadamy na podłodze, ale nie dane nam jest zasmakować chwili wytchnienia. Niemal od progu w obroty biorą nas styliści.

- Świetnie! Po prostu cudownie wypadliście! - chwali nas z entuzjazmem Linia.

- To głównie wasza zasługa - odpowiada Carmen.

Janet z aprobatą kiwa głową i z ironicznym uśmieszkiem pyta, czy nie jest nam zimno. Wybucham śmiechem, a Johnson oblewa się purpurą. Swoją drogą, do twarzy jej z rumieńcami. Roześmiani idziemy do windy, już zajętej przez parę z Szóstki. Wchodzimy i witamy się kiwnięciem głowy z przeciwnikami. Nasi styliści zamieniają kilka słów na temat materiałów, z których są zrobione nasze stroje, a potem jedziemy już w milczeniu. Z uwagą przyglądam się naszym przeciwnikom. Chłopak, na oko czternastolatek, jest chuderlawy i wygląda na słabego, ale ma bystry wzrok. Dziewczyna jest wysoka i silnie zbudowana, tak jak Johnson. Ma lśniące, rude włosy i jasne oczy. Na pewno będzie trudną przeciwniczką.

Gdy wysiadamy na swoim piętrze, z ożywieniem komentujemy ich strój i wygląd. Szczególnie kobiety mają dużo do powiedzenia w tej materii, ja jestem nieco mniej doświadczony.

Dopiero po kilkudziesięciu minutach udaje mi się wyrwać z salonu. Mogę w spokoju się przebrać i zmyć makijaż. Moje ciało przyjmuje to z ulgą, niestety nie mam ani chwili na odpoczynek, bo ktoś cicho puka do drzwi mojego pokoju. Szybko owijam się ręcznikiem i idę otworzyć. W drzwiach stoi Johnson.

- Cześć - wita się, chociaż widzieliśmy się dopiero przed chwilą. - Jak się czujesz po ceremonii?

- Nawet znośnie. Wejdziesz? - pytam uprzejmie i przepuszczam ją w drzwiach.

Dziewczyna siada w zamszowym, fioletowym fotelu. Jest ubrana w zwiewną białą tunikę i czarne getry. Przyglądam jej się badawczo. Ciekawe po co przyszła? Przecież do rozmowy ma Janet, Linię, Van, Austina... no, może pomijając Vanessę.

- Nawet niezłe były te kostiumy. Zrobiliśmy chyba wrażenie na sponsorach, prawda? - pyta by rozładować atmosferę. Zauważam, że jest spięta.

- Tak, chyba tak. Nie martw się, tobie i tak pomogą - mówię z gorzkim uśmiechem. - Idziemy?

- Może się ubierzesz? - pyta dziewczyna i odwraca wzrok.

Speszony zauważam, że nadal mam na sobie tylko ręcznik, którym jestem przewiązany w pasie. Cicho ja przepraszam i wracam do łazienki, by ubrać się w pierwsze lepsze ubranie wyjęte z szafki.

Gdy jestem gotowy, kieruję się do drzwi, ale drogę zagradza mi Johnson.

- Mam takie same szanse jak ty. Dlaczego twierdzisz, że mi pomogą?

Te kobiety... zawsze potrafią wszystko poplątać. Przez chwilę stoję w milczeniu, zastanawiając się nad jakąś inteligentną odpowiedzią. W końcu decyduję się na najszczerszą wersję i spoglądam jej w oczy, mówiąc.

- Bo jesteś najpiękniejszą przedstawicielką dystryktów na tych Igrzyskach - wyznaję, wymijam ją i idę do jadalni.

Niemal od razu ogarnia mnie zapach pysznych potraw. Nakładam sobie masę kuszących rzeczy na talerz, a do popicia wybieram wino, które rozcieńczam sokiem malinowym.

Gdy do pokoju wchodzi Johnson i zaczyna wybierać potrawy, nawet na nią nie spoglądam. Po cholerę jej to powiedziałem? Teraz każdy dowie się, że mi się podoba i będę największym pośmiewiskiem tej imprezy w historii Panem. Tak, muszę przyznać, że mi się podoba. I sam nie wiem, czemu.

Kiedy odchodzę od stołu, wstaje też Carmen i mimo woli zostaję skazany na jej towarzystwo. Idziemy razem do naszych kwater, a kiedy jestem przy swoich drzwiach, ona znów zagradza mi drogę. Pachnie świeżymi owocami i wanilią.

- Mayson... Czy to co mi powiedziałeś było prawdą?

Przez chwilę patrzę jej w oczy, a ona nie odrywa ode mnie wzroku. Jej podbródek lekko drży. W tym momencie decyduję się na rzecz, której będę żałował do końca krótkiego życia, które mi jeszcze pozostało. Pochylam się i całuję Johnson w usta.

Najpierw jedynie muskam jej wargi moimi, po czym pogłębiam pocałunek. Jedną ręką obejmuję ją w pasie, a drugą dłoń wplatam w jej włosy. Dziewczyna na początku jest sztywna, wyraźnie zaskoczona moją śmiałością, jednak po chwili wahania oddaje pocałunek.

Odsuwam się, wciąż jednak trzymając ją w pasie. Jest zarumieniona, nasze oddechy są przyspieszone. Spoglądam w jej oczy. Widzę wszystkie emocje jak na dłoni - zaskoczenie, szczęście, porządanie...

- Czyli to była prawda? - szepcze z uśmiechem na ustach.

- Tak - odpowiadam. - I jest jeszcze coś. Wybacz mi, ale zrobię wszystko, by cię uratować, Carmen.

Trafiłam do nieba – w samym środku piekła. 
"Księżyc w nowiu" - Stephenie Meyer 
______________________
I oto spełnia się prośba Magdy i Mayson powoli zaczyna rozumieć, co czuje do Carmen. Co z tego wyniknie? Przekonacie się w następnych rozdziałach. Wiem, że to być może za szybko, ale nie chcę z tego robić Bóg wie jakiego tasiemca.
Komentujcie, to ważne. Kocham was!

PS Jaki jest wasz ulubiony dystrykt? Mój ukochany to 10, bo uwielbiam zwierzęta i ewentualnie 4 (wiadomo - morze, plaża... i Finnick).

3 komentarze:

  1. Naprawdę rewelacja... Drugi z resztą też ;d pozdrawiam i do zobaczenia o 11 ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne! Nic więcej nie mówię, bo brak mi słów *-* Czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wooo czułam, że coś między nimi będzie, ale nie przypuszczałam, że tak szybko. Ciekawa jestem jak zareaguje ona.

    OdpowiedzUsuń

Czytelniku, zostaw po sobie ślad. Dla ciebie to tylko moment, a dla mnie twoja opinia jest ważna :)