...

...

31 grudnia 2013

Rozdział 9

Oślepia nas blask reflektorów. Trzymamy się mocno za ręce, żeby nie upaść. W tym roku scenę urządzono jak kafejkę. Każdy dystrykt ma swój stolik, przy którym siadają dwie osoby. Jest też jedno wolne miejsce dla prezentera, Leandera Spottera. Rozlegają się gromkie brawa, gdy się kłaniamy i siadamy na miękkich, obracanych, kolorowych fotelach. Mężczyzna zaczyna wywiady, jak zawsze, od trybutów z Jedynki.


Dziewczyna, ubrana w biało-złotą sukienkę jest trochę, o dziwo, przy kości i ma niski, miły dla ucha głos. Jej blond włosy są upięte wysoko w kształtny kok, związany białą kokardą. Sypie żartami jak z rękawa, śmiejąc się frywolnie. Publiczność już jest nią oczarowana.

Jej partner jest trochę bardziej powściągliwy, ale wydaje się cwany. Jego wzrok nerwowo prześlizguje się po każdym z trybutów, tylko od czasu do czasu zwracając się ku kamerom i publiczności. Mam wrażenie, że on i ta dziewczyna będą trudnymi przeciwnikami. Obym się mylił.

Teraz kolej na nas. Rozlegają się brawa, przeznaczone jeszcze dla trybutów z Jedynki. Leander siada na wolnym fotelu przy naszym stoliku i przedstawia nas publiczności.

- Carmen, Mayson, drugi dystrykt, kamieniołomy.

- Tak, tak można nas streścić w jednym zdaniu - mówię, a widownia wybucha gromkim śmiechem. Uśmiecham się półgębkiem.

- No tak, masz rację. Chyba wszyscy pamiętamy dożynki w waszym dystrykcie. Powiedz mi, Mayson, kim był ten chłopak, który chciał się za ciebie zgłosić?

No i proszę. Jedno zdanie, a od razu wytrąca mnie z równowagi.

- Mój przyjaciel, Ron. Jesteśmy dla siebie jak bracia, pomagamy sobie... - poniosło mnie. Szybko gryzę się w język. Jeszcze słowo, a zdradzę jego adres, imiona rodziców i rodzeństwa i Bóg wie, co jeszcze. Uśmiecham się jednak promiennie do publiczności.

Spotter drąży dalej. W sumie to nie powinienem mieć o to do niego pretensji, w końcu to jego praca.

- No to musisz wygrać, żeby móc wrócić i go uściskać, czyż nie mam racji?

- Nie - odpowiadam cicho. Prezenter wydaje się lekko zaskoczony i skonsternowany.

- Słucham?

- Nie zamierzam wygrać - mówię i spoglądam na moją partnerkę z dystryktu. - Nie mogę wygrać, nie zabijając Carmen. Chcę wrócić do rodziny, ale... Nie mogę jej zabić, bo ją kocham.

Moje słowa wywołują na sali szok. Rozlegają się szepty. To chyba pierwszy ujawniony romans w historii Głodowych Igrzysk. Ale już po chwili publika szaleje i głośno bije brawa, a Leander przejmuje wodze i zwraca się do Carmen:

- A co ty o tym sądzisz?

- Ja... ja to samo pomyślałam. Też nie chcę wygrać - mówi i uśmiecha się lekko. Po jej policzku spływa łza, niewidoczna dla publiczności. Wyciągam rękę nad stołem i ocieram ją, dotykając delikatnie kciukiem jej ust. Na sali wybucha aplauz, a wtedy odzywa się brzęczyk. Nasz czas na wizji się kończy. Mężczyzna wstaje i dziękuje nam za "cudowną i zaskakującą rozmowę". My też wstajemy i się kłaniamy, sztucznie się uśmiechając. Leander przechodzi do następnego stolika, do trybutów z Trójki.

- To prawda co powiedziałeś? Bo ja... - Johnson szepcze, intensywnie się we mnie wpatrując. Przerywam jej.

- Prawda - odpowiadam pewnie.

Dziewczyna kładzie mi głowę na ramieniu i przymyka oczy. Pod stołem chwytam ja za dłoń. Tak trwamy do końca wywiadu.

Gdy kończy się ostatnia rozmowa, wszyscy trybuci wstają i uśmiechają się do szalejącej publiczności. Wychodzimy ze studia, machając i wdzięcząc się do kamer. W uszach jeszcze długo pobrzmiewają nam krzyki widzów.

Za kulisami przebieramy się, a potem jedziemy windą na nasze piętro na zasłużoną kolację. Dziś podają gotowaną sałatkę z warzywami i makaronem, a do tego mięso smażone w winie i pieczone jabłka. Wyborne.

- Wyszliście niesamowicie! - po raz setny chwali nas Vanessa. Janet bierze potężny haust wina i mruga do nas porozumiewawczo.

Po kolacji wracam z Johnson do pokoi. Przed drzwiami do jej sypialni zatrzymuję się. Delikatnie całuję ją w czoło. Potem odchodzę bez jeszcze choćby słowa wyjaśnienia. To zdecydowanie zaszło za daleko.

Jednak jeszcze zanim docieram do drzwi mojego pokoju, dziewczyna dogania mnie, przyciska do ściany i namiętnie całuje. Przyciska swoje usta do moich, mocno i stanowczo. Łapię ją w talii, a ona zatapia palce w moich włosach. Momentalnie z mojej głowy wyparowują wszelkie wątpliwości. Nasze języki splatają się ze sobą w namiętnym tańcu, a ja zapominam o całym świecie... Jej dłonie delikatnie gładzą moje plecy, nasze oddechy przyśpieszają. Chwilo trwaj...

***

Kładę się do łóżka. Mamy jeszcze jutro, ostatni dzień przed Igrzyskami. Dzień pokazów przed sponsorami. Zostaniemy ocenieni, od 0 do 12. Jeszcze nikt nie zdobył ani najniższej, ani najwyższej wartości punktów. Zastanawiam się, co im pokazać. Może rzut nożami lub oszczepem. W tym jestem dobry. Ciekawe, co pokaże Johnson.

Moje myśli wędrują do tej wrażliwej, upartej, mądrej i silnej osóbki, która wprosiła się do mojego życia w najgorszym z możliwych momentów. Nasza relacja zdecydowanie zaszła za daleko i naprawdę nie wiem, jak to się stało. Jak ja mogłem na to pozwolić? To tylko utrudni całą walkę, a ból będzie jeszcze większy. Chociaż... może to nasza ostatnia szansa w życiu?
________________
Miłego czytania. Krótko, ale tak miało wyjść, choć nie jestem do końca zadowolona z tej notki. Poza tym mam teraz tyle zajęć, że nie mam czasu pisać. Postaram się jednak coś naskrobać niedługo... Nareszcie coś między nimi zaszło :) Ale niedługo Igrzyska... będzie się działo!

Dziękuję za tyle wyświetleń :) Pozdrawiam, zapraszam, przesyłam dobrą energię! 

3 komentarze:

  1. świetnie piszesz czekam na kolejny rozdział :**

    OdpowiedzUsuń
  2. szkoda, że tak krótko, ale mam nadzieję, że z następnym się zrewanżujesz. Nie mogę doczekać się igrzysk.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam, czytam, czytam... i nagle koniec!?! Why? Dobrze, że cię "nadrabiam", nie muszę czekać :) Idę do następnego ;)

    OdpowiedzUsuń

Czytelniku, zostaw po sobie ślad. Dla ciebie to tylko moment, a dla mnie twoja opinia jest ważna :)