Nic dwa razy się nie zdarza
i nie zdarzy.
Z tej przyczyny zrodziliśmy się bez wprawy
i pomrzemy bez rutyny.
"Nic dwa razy" - Wisława SzymborskaNa peronie czeka nasza mentorka, nazywa się Janet Lorenz. Nigdy wcześniej nie widziałem jej na żywo, bo mieszka w Wiosce Zwycięzców, daleko od mojego domu. Nie pokazuje się na dożynkach ani uroczystościach państwowych. Podobno jest uzależniona od morfaliny i alkoholu, ale Kapitol robi wszystko, żeby nie wyszło to na jaw. Tylko tego im brakuje - stukniętej mentorki na odwyku.
Podchodzimy do niej w blasku fleszy. W tej chwili cieszę się, że nie płakałem. Co by to był za widok - płaczący zawodowiec... i to jeszcze facet.
Choćbyśmy uczniami byli
najtępszymi w szkole świata,
nie będziemy repetować
żadnej zimy ani lata.
"Nic dwa razy" - W. S.
Z rozmyślań wyrywa mnie głos mentorki, wysoki i twardy, nagrodzony gwizdami z tłumu gapiów.
- A więc to są nasi trybuci? Mogłaś się bardziej postarać, Van - mówi Janet i taksuje nas wzrokiem.
Vanessa spogląda na nią spode łba, co zdarza jej się nadzwyczaj rzadko i wygląda bardzo komicznie na jej "upiększonej" chirurgicznie twarzy. W skrócie, taka mina oznacza w Kapitolu głęboką dezaprobatę i jest chyba używana jako zamiennik słowa "idiotka".
- Porozmawiamy o tym później - ucina mieszkanka Kapitolu i prowadzi całą naszą trójkę do wagonu. Gdy zamykają się na nami pancerne drzwi pociągu, ulatuje ze mnie cały strach, ale na jego miejsce pojawia się smutek. Spoglądam kątem oka na Johnson i po jej minie wnioskuję, że ona czuje się tak samo.
Żaden dzień się nie powtórzy, nie ma dwóch podobnych nocy, dwóch tych samych pocałunków, dwóch jednakich spojrzeń w oczy.
"Nic dwa razy" - W. S.
Wchodzimy do przedziału, a widok zapiera nam dech w piersiach. Przy suficie wiszą kryształowe lampy, rzucające kolorowe refleksy na kanapy i fotele stojące przy ścianach. Szklane stoły zastawione smakołykami są tak ogromne, że zajmują niemal cały wagon. Podłoga, wyłożona miękką, fioletowo-błękitną wykładziną biegnie przez cały przedział i znika za drzwiami do naszych pokoi. Kiedy pociąg zaczyna się lekko kołysać, spoglądam na obrazy wiszące na ścianach, przedstawiające innych zwycięzców z naszego dystryktu.
Podbiegam do okna, by być może ostatni raz spojrzeć na mój dystrykt, co Janet kwituje prychnięciem i przewróceniem oczami. Patrzę na przesuwające się powoli pola, kopalnie i kamieniołomy. Mkniemy akurat niedaleko Wioski Zwycięzców, kiedy wchodzi Vanessa i mówi, że mamy się przygotować przed kolacją.
- Awoksy zaprowadzą was do pokoi - kwituje.
Pierwszy raz mogę się przyjrzeć z bliska awoksom. Są ubrani w jednolite, brązowe stroje z białymi dodatkami i w dziwny sposób układają usta. No tak, nie mają języka...
Wchodzimy do mojego przedziału, a mnie widok znów prawie zwala z nóg. Ogromne łoże, ustawione na środku pokoju, połyskujące czerwonym atłasem. Chyba to atłas, ale nie jestem pewien, bo widziałem go tylko raz w życiu, jakieś dwa - trzy lata temu, po dożynkach, kiedy byłem na peronie razem z Ronem. Usłyszałem, jak jedna z miastowych kobiet chwaliła suknię Vanessy.
- Piękna sukienka. Czy to atłas?
- Tak i to najlepszej klasy! Widziała pani kiedyś takie wielkie perły?
Obrzydziła mnie wówczas ta rozmowa. Ta głupa baba bardziej przejmowała się ubraniem mieszkanki Kapitolu niż losem trybutów. Może gdyby pochodziła ze stolicy, inaczej patrzyłbym na tę rozmowę. Tam traktują Igrzyska jak świetną zabawę, program rozrywkowy... Tam nawet małe dzieci uczą się, że dzieciaki z dystryktów są niczym, że są przeznaczone na śmierć. Ale ta kobieta pochodziła z Dwójki, z MOJEGO dystryktu. Odkąd pamiętam, brzydzę się takimi ludźmi.
Siadam ciężko na łóżku przytłoczony ponurymi myślami. Zegarek na szafce wskazuje trzecią. A więc od dożynek minęły już ponad dwie godziny... Ten czas zdecydowanie płynie zbyt szybko.
Wstaję i kieruję się do łazienki. Marzę o tym, by zagłuszyć wodą wspomnienia z domu. Wchodzę pod prysznic i przez chwilę gapię się bezmyślnie na tablicę z chyba setką przycisków. Wciskam ten opatrzony napisem "Letnia mgiełka", a z dysz nade mną i wokół mojego ciała wytryskują ciepłe strumienie wody. Przez chwilę po prostu stoję i myślę o tym, co się dziś zdarzyło. Nie mogę uwierzyć, że jeszcze jakieś cztery godziny temu byłem zwykłym, anonimowym obywatelem Panem. A teraz zn
a mnie każdy jego mieszkaniec.
a mnie każdy jego mieszkaniec.
Próbuję wyłączyć wodę, ale efekt jest taki, że opada na mnie pomarańczowa pianka, którą muszę dokładnie zmyć, zanim wyjdę spod prysznica. Kiedy wychodzę z łazienki owinięty w ręcznik, dostrzegam, że ktoś zabrał mój strój po bracie i położył na jego miejscu prostą, brązową koszulę i ciemne jeansy. Całe szczęście, że nie zdjąłem z szyi medalionu od mamy. Z tą myślą szybko się ubieram i idę dalej zwiedzać pociąg.
Gdy tylko opuszczam mój przedział, dociera do mnie woń pieczonego mięsa, bulionu i owoców. Zapach jest tak zniewalający, że bezwiednie kieruję się w jego stronę. Tak docieram do wagonu restauracyjnego. Zastaję tam tylko Johnson. Dziewczyna zauważa mnie dopiero po chwili, więc mogę się jej dokładniej przyjrzeć. Jest naprawdę dobrze odżywiona i pięknie... hmm... zbudowana.
- Tyle jedzenia... tylko dla nas... - zagaja Carmen.
- Siadamy? - pytam. Może kulturalniej byłoby poczekać na innych, ale czuję, że jeśli zaraz czegoś nie zjem, to umrę z głodu.
Trybutka lekko kiwa głową, a ja odsuwam krzesło, by mogła usiąść. To już takie przyzwyczajenie, ale dziewczyna wydaje się lekko zaskoczona i zdezorientowana.
- Siadaj - przynaglam ją i ruchem głowy wskazuję krzesło, które odsunąłem. W tej samej chwili wchodzą Vanessa i Janet.
- No to jemy! Smacznego! - mówi z entuzjazmem Van i siada przy stole.
- Taaak, bo to być może wasz ostatni posiłek w życiu - dodaje mentorka swoim ironicznym tonem i nakłada sobie kopiastą łyżkę ziemniaków.
Johnson i ja od razy rzucamy się na jedzenie. Raczymy się pieczenią z indyka, warzywami w maśle, arbuzem, rybami i tym wszystkim, czego nie mamy w domu. Próbuję nawet odrobinkę kawioru i wypijam szklankę soku z kaktusa. Kiedy czuję, że już nic więcej w siebie nie wepchnę, skupiam się na rozmowie. Vanessa pogodnie gawędzi z Carmen o kolorze sukienki, w jakiej była na dożynkach, a Janet haustem wypija kolejny kieliszek wina. Kiedy wyciera usta serwetką, jej przenikliwe, błękitne oczy spoczywają na mnie. Wzdrygam się, a ona rozpoczyna rozmowę.
- No więc... co potraficie?
- Potrafię rzucić nożem na odległość 15 metrów i strzelam z łuku. Ojciec mnie nauczył - odpowiada Johnson, a Janet kiwa głową.
- To się jeszcze okaże. A ty? Potrafisz walczyć? - zwraca się do mnie. Przez chwilę mierzymy się wzrokiem, a potem mówię:
- W kamieniołomie machałem kilofem. Brat nauczył mnie zakładać wnyki na zające i rzucać nożami - rzucam szybko. Nie dość, że polowania są nielegalne, to jeszcze przez to zginął mój brat. No i jestem za młody na pracę w kopalni. To zasługa Ethana, że tam trafiłem.
Rozmowa ciągnie się jeszcze jakiś czas, a ja czuję, że zbiera mi się na mdłości. No tak, żołądek przyzwyczajony do głodowania nie radzi sobie z nadmiarem jedzenia. Gdy dostaję zawrotów głowy, przepraszam towarzyszy i idę do mojego pokoju. Rozbieram się i wchodzę pod pierzynę. Momentalnie zasypiam.
_____________________
Kolejny, tym razem odrobinkę dłuższy rozdział. Ciężko mi się go czytało, brak mi pomysłów, a to dopiero 3 notka. Ale nie bójcie się, nie zostawię tego bloga. Piszcie, czy się wam podoba i polecajcie! Mam fazę na Szymborską, a jej wiersze są genialne :) Mam nadzieję, że udało mi się wpleść część jej wiersza w ten rozdział. Pozdrawiam i całuję!
Jest fajnie i mam nadzieję, że nie zepsujesz opowiadania, choć się na to nie zapowiada. Fajnie piszesz, ale według mnie lepiej pisać rzadziej i dawać dłuższe rozdziały niż częściej i krótkie chaptery...
OdpowiedzUsuńWytknę co błąd, ok? Trochę już piszę i chcę ci pomóc. Miałam taki sam problem na początku pisania - leciałam z akcją. U ciebie już się to trochę wyrównało, a styl pisania z czasem się ułoży, ale jeśli będziesz o tym wiedziała, pomoże ci to. No, pomaga trochę też pisanie długich rozdziałów. Już zaraz obserwuję i życzę weny :3
dzięki za radę :) no i zapraszam do czytania następnych rozdziałów ;)
Usuń♥ super ♥
OdpowiedzUsuńNie mam pytań! Gdybym miała oceniać? 10/10 Bardzo mi się podoba i poprzednie rozdziały też *-* Czekam na cd z niecierpliwością ♥
OdpowiedzUsuńdzięki EverMark ;)
UsuńRozdział świetny .Kurczę nie chcę czytać kolejnych rozdziałów, bo nie chcę, aby któreś z nich zginęło.
OdpowiedzUsuń