...

...

12 sierpnia 2015

Rozdział 29

Najpierw nadchodzi fala ciepła, zalewająca całe moje ciało od koniuszków palców u stóp aż po czubek głowy. Potem ulga w bólu, który mija jak ręką odjął. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że był tak mocny, do czasu, aż nie zniknął. Stało się to pewnie za sprawą chłodnego płynu, który ktoś wstrzyknął mi do żyły. Czyjeś silne, szorstkie dłonie chwytają mnie za ramiona, a inne, mniejsze i bardziej delikatne, za stopy. Czuję, że odrywam się od podłoża i jestem przenoszony w inne miejsce. Chłodne powietrze muska moje ciało. Dlaczego nie mogę się poruszyć, otworzyć oczu, zrobić cokolwiek? Historia lubi się powtarzać, ale w moim przypadku jest to już okrutny chichot losu.

Kiedy wyczuwam pod sobą chłodną, gładką powierzchnię, do mojej żyły wpływa kolejny specyfik. Nareszcie mogę się poruszyć i otworzyć oczy. Wszystko teraz wydaje się jaskrawe i pstrokate, nie potrafię rozróżnić obiektów i kolorów. Ktoś dotyka mojej dłoni, a ja lekko się wzdrygam. Już dawno minęły czasy, kiedy ludzki dotyk oznaczał coś dobrego, teraz zwiastuje już tylko ból i niebezpieczeństwo. Dłoń jest chłodna i szorstka, ale znajoma.

- Witaj z powrotem, Mayson. - Ciepła wibracja znajomego głosu do mnie dociera, wnika we mnie i rozlewa się falą ulgi po całym ciele. Nie jestem tu sam, ktoś wyciągnie mnie z tego piekła. Ale zaraz po uczuciu ukojenia pojawia się przerażenie. Jeśli on też się tu znalazł, to nic już nas nie uratuje. Czy Snow posunął się aż tak daleko, by wybijać swoich ludzi? Najwidoczniej w tych czasach nikt nie może być pewien jutra.

- Spokojnie, jesteś tu bezpieczny. Słyszysz mnie? - Teraz głos Austina rozlega się bardzo blisko mnie, niemal przy moim uchu. Od razu go rozpoznaję, ma tę charakterystyczną nutę doświadczenia i krytycyzmu. Kiwam lekko głową, zamykając oczy, które nadal nie potrafią się przyzwyczaić do takiej feerii barw. Nie, to nieprawda, chcę krzyczeć, ale moja krtań jest w opłakanym stanie. Nikt tu nie jest bezpieczny, a ten, kto myśli inaczej, jest narażony na jeszcze większe zagrożenie.

- Nic ci tu nie grozi, ale musimy się pospieszyć. Wytłumaczę ci teraz, co się stało. - Znów kiwam głową, lekko skołowany. Może ten mężczyzna ma rację, może jest jeszcze jakaś nadzieja, jakaś otwarta furtka?

- Przyniosła cię tutaj para awoksów, Renette i Orus. Są oni częścią spisku mającego na celu obalenie władzy w Kapitolu. Jednym z jego aspektów, o co bardzo zabiegaliśmy, jest uratowanie ciebie - relacjonuje mój dawny stylista szeptem, cały czas trzymając mnie za dłoń. Teraz już jestem przekonany, że mężczyzna stracił rozum, zapewne podczas tortur. To co mówi jest tak nierealne, że aż śmieszne. - Ten plan był ostatecznością, czekaliśmy czy Janet wskóra coś u Snowa. Teraz jesteśmy w nieużywanym szybie wentylacyjnym, dostaniemy się nim do podziemi budynku, a dalej do kanałów. Jeśli dobrze pójdzie, za kilka dni znajdziemy się poza miastem. Całą akcję koordynuje trzynasty dystrykt, ale o tym później. Musimy się ruszyć, z pewnością za chwilę dowiedzą się o twoim zniknięciu.

Co on chce zrobić? Czy do reszty postradał zmysły? Wszyscy przez niego zginiemy! Chcę wstać, wybić mu z głowy takie szalone pomysły, uzmysłowić, że stąd nie ma ucieczki, ale nie mogę zrobić nic poza leżeniem i słuchaniem. Ciepłe dłonie znów łapią mnie i podnoszą, ale tym razem niosą mnie trzy osoby, a ich ruchy są szybsze i bardziej nerwowe. Z oddali docierają do mnie odgłosy rozmów, szmer płynącej w rurach wody, warkot samochodów, podczas gdy moi kompani poruszają się nadzwyczaj cicho i zwinnie. Moje oczy powoli przyzwyczajają się do takiego natłoku obrazów, mogę już odróżniać kontury i kolory, ale do dobrego widzenia jeszcze daleka droga. Faktycznie jesteśmy w czymś, co może być szybem wentylacyjnym, wyjątkowo dużym jak na mój gust. Gdzieniegdzie spomiędzy łączenia metalowych płyt sączy się delikatne światło, a podłoga drży pod naszymi krokami.

Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony pomysł Austina jest kompletnie poroniony. Nie mówię tu nawet o trzynastym dystrykcie, który przecież nie istnieje od kilkudziesięciu lat, ale już choćby o samym planie opuszczenia stolicy bez zwracania na siebie uwagi. Ale, kto wie... może coś z tego wyjdzie. Ewentualnie zginiemy, ale to i tak wydaje się w naszym  położeniu jednym z lepszych wyjść.

***

Nie wiem, ile czasu minęło od kiedy ruszyliśmy. Moi kompani musieli już zmęczyć się niesieniem mnie, więc teraz delikatnie układają moje ciało na metalowej posadzce, sami zaś siadają naprzeciwko. Moje oczy wróciły do poprzedniej sprawności, więc nareszcie mogę przyjrzeć się moim towarzyszom, którzy szukają prowiantu w dużych, podróżnych plecakach. Renette i Orus są ubrani w jednakowe, szare uniformy z kapturami i długimi rękawami. Kobieta ma na oko pięćdziesiąt lat, zmarszczki wokół oczu i ust, czarne włosy, poprzetykane pasmami siwizny, ciemną cerę i murzyńskie rysy, wskazujące na pochodzenie z okolic jedenastego dystryktu. Mężczyzna jest młodszy, ma jasną karnację, a jego idealnie symetryczne rysy twarzy wskazują na ingerencję chirurga plastycznego. Ma półdługie blond włosy i bardzo mocno trzęsą mu się dłonie, myślę, że z nerwów. Od jego prawego ucha aż do ust biegnie błyszczący tatuaż przedstawiający płomienie. Nigdy nie zrozumiem tej dziwnej mody na upiększanie ciał obrazami, zamiłowania do krzykliwych barw, szokujących strojów i operacji plastycznych. Z pewnością Orus pochodzi z Kapitolu. Ciekawe, komu się naraził, że spotkała go tak straszliwa kara.

- Proszę - odzywa się Austin, podając mi średniej wielkości paczkę. - To ubrania dla ciebie. Nie są jakieś ekstrawaganckie, ale na pewno lepsze od tego, co masz teraz. - Mężczyzna wskazuje na zakrwawione bokserki, czyli jedyne odzienie, które mam na sobie. Pozostała powierzchnia mojego ciała jest pokryta jedynie ranami, strupami i ropniami. Pospiesznie biorę od stylisty paczkę i ubieram się, niemal nie czując wstydu, na szczęście moi towarzysze taktownie się odwracają. Mam wrażenie, że moje ciało należy do kogoś innego, nie poznaję go, więc nie widzę powodu, by się go wstydzić.

- Przykro mi, ale nie mamy nic, czym moglibyśmy odkazić i opatrzyć twoje rany. Tym bardziej musimy się spieszyć - dodaje stylista, chyba odgadując moje myśli. Trudno, jakoś wytrzymam. Ból od jakiegoś czasu jest dla mnie codziennością, więc i tak nie mam na co narzekać, będąc pod wpływem silnych środków przeciwbólowych.

W opakowaniu znalazłem białą, delikatną koszulkę, lniane spodnie, bieliznę, skarpety i sandały. Jestem zadowolony, bo ubrania niemal nie dotykają skóry, są przewiewne i czyste. Kiedy już mam wyrzucić opakowanie, zauważam jakiś błysk w środku. Wiedziony ciekawością zaglądam tam i wyjmuję mój stary medalion, który dostałem od matki po dożynkach. Przesuwam palcem po gładkiej powierzchni szlachetnego kamienia w metalowej obręczy. Od razu napływają wspomnienia. Czas przed Igrzyskami wydaje się taki odległy, choć minęło tak mało czasu. Niesamowite, jak wiele może się zdarzyć niemal w mgnieniu oka.

- Znalazłem go na podłodze w pociągu. Musiał się zerwać, kiedy cię zabierali - wyjaśnia Kapitolińczyk. Kiwam tylko głową, niezdolny do wydania z siebie głosu. Do moich oczu napływają łzy. Nie staram się ich zetrzeć, gdy powoli spływają po policzkach. Być może zachowuję się co najmniej głupio, ale nie dbam o to. Zbyt dużo widziałem i zbyt wiele straciłem. Boję się, że stracę te najcenniejsze chwile, które są przede mną.

*
Wojna - to życie, które nie może istnieć bez śmierci.~ Emile Zola
*

- Jak mnie stąd wyciągnęliście? Wiem, że byłem pod strażą co najmniej kilku Strażników Pokoju - rzucam podczas posiłku złożonego z kilku sucharów popitych mlekiem. Ja jestem przyzwyczajony do braków pożywienia, awoksów też nie karmiono w Kapitolu najlepiej, ale zauważyłem, że Austin nie znosi dobrze takiego stanu rzeczy.

- Wbrew naszym obawom, okazało się to bardzo proste. Nie pilnowali cię zbyt gorliwie, bo nie myśleli, że ktoś może się pokusić o zaplanowanie tak zuchwałej ucieczki. Wystarczyło ogłuszyć strażnika nadzorującego obraz z kamer umieszczonych w twojej celi. Pilnowało cię, poza nim, tylko czterech Strażników Pokoju, z którymi poradziliśmy sobie za pomocą gazu usypiającego.

Mężczyzna na moment przerywa, biorąc głębszy oddech i w zamyśleniu odgryzając kawałek sucharka. Zmienił się przez ten okres, podczas którego byłem przetrzymywany w stolicy. Schudł, jego włosy się przerzedziły, wystawne ciuchy zamienił na bardziej praktyczne stroje. Zniknął stylista w kolorowych soczewkach, pojawił się wojownik, który zrobi wszystko, by wyciągnąć nas z tego koszmaru. Z całego serca trzymam za niego kciuki.

- Cała logistyka zajęła nam jednak trochę czasu. Przykro mi, że musiałeś tyle czekać. Cała struktura jest krucha, a jej podwaliny pękają od jałowych sporów. Czasami mam wrażenie, że ci idioci dopiero co orali pole, a nie wymyślali strategie wojenne. - Austin ze złością kopie plecak i bierze haust wody. Wykorzystuję ten moment, by zapytać o jeszcze jedną, nurtującą mnie sprawę.

- A Carmen? - zagaduję i wstrzymuję oddech w oczekiwaniu na odpowiedź. Mężczyzna wzdycha i przełyka ostatnią porcję napoju. Przez cały dialog pomiędzy mną a nim para awoksów nie spuszcza ze mnie badawczego wzroku. Jest to trochę denerwujące, ale staram się nie zwracać na nich uwagi.

- Myślę, że nie powinniśmy teraz o tym rozmawiać - odzywa się Austin neutralnym tonem i ucieka od mojego wzroku, bawiąc się paskiem plecaka.

- Dlaczego? Czy coś jej się stało? - pytam, coraz bardziej się denerwując. Nie chcę nawet myśleć o czymś takim. Jej życie jest o wiele cenniejsze od mojego.

- Nie martw się, żyje. - Mężczyzna robi pauzę i spogląda na mnie badawczo. - Snow zmusił ją do... fikcyjnego małżeństwa z jakimś skurwysynem z Kapitolu. Nie martw się, nie tknął jej. - Ucisza ruchem ręki moje pretensje. - Przynajmniej było tak jeszcze tydzień temu. Dlatego tak bardzo zależy nam na czasie, szczególnie, że jej bezpieczeństwo jest zagrożone. Teraz nie mogę zdradzić ci całego planu, ale jesteście tam razem z Carmen kluczowymi ogniwami.

- My?

- Tak. Cholera, idziemy, bo i tak zdradziłem ci zbyt dużo informacji. - Wszyscy moi kompani na te słowa pakują się i wstają. Ja też się podnoszę, mimo, że całe moje ciało protestuje. Z moich ran sączy się krew, przesiąkając przez materiał ubrań, ale nie mamy jak zatamować krwawienia. Pozostaje tylko się spieszyć. Mężczyźni od razu rzucają mi się na pomoc i biorą mnie pod ramiona.

- Jesteś pewien, że możesz iść? - powątpiewa mój stylista.

- Tak, myślę, że tak - odpowiadam, ale mimo to mocniej chwytam moich pomocników. Ruszamy.

Nie wiem, jak to się wszystko skończy. Igrzyska nadal trwają - przetrwaj albo zgiń. Teraz jednak zwycięzców będzie o wiele więcej, a przegrani będą o wiele bardziej znaczący. Podarowano mi nowe życie, więc nie zamierzam go zmarnować. Jedno jest pewne - nikt już nie może czuć się bezpieczny. Rozpoczyna się rewolucja.
_____________
Nienawidzę przepisywać notatek z telefonu na komputer! Najbardziej irytujące zadanie na świecie!
Akcja zaczyna się rozkręcać. Szczerze mówiąc, ta scena była w mojej głowie od dawna, ale z przelaniem jej na papier (raczej ekran...) było trudno. Można powiedzieć, że to przełomowa chwila i cieszę się, że udało mi się wytrwać do tego momentu. Następny rozdział to gotowiec, więc pojawi się za kilka dni. Przepraszam, że tak was zaniedbuję, ale mam mnóstwo zajęć ostatnimi czasy. Wybaczcie, ale straciłam serce do blogowania na rzecz Wiedźmina i Sevmione (nowy blog HG/SS już w drodze, nareszcie). W odpowiedzi na niezadane pytania - akcja tutaj rozwinie się tak, że nie będzie znacząca dla przebiegu wydarzeń z książek Pani Collins. 

Miłego czytania, komentujcie, dawajcie +1, udostępniajcie, polecajcie!
Muza na dziś ----> klik ♥
Pisałam przy tej muzyce!

6 komentarzy:

  1. Nareszcie wiemy co się z nim stało; jesteś genialna, naprawdę!
    Przyczepię się tylko trochę do kilku rzeczy :)
    "Ciepła wibracja znajomego głosu do mnie dociera, (...)" To zdanie jest troszeczkę nie po polsku według mnie.
    Masz mały problem z przecinkami ostatnio, zauważyłaś? Wcześniej radziłaś sobie lepiej.
    Nie hejtuję cię, w rzadnym wypadku, to tylko takie moje wrodzone czepialstwo się ujawniło dzisiaj ;)
    Rozdział ogólnie super!
    Pozdrawiam, Ewelina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj szybko ci odpowiadam, może nawet jeszcze tu jesteś :) Też zauważyłam mój problem z przecinkami, może to przez te wakacje. Trochę się rozleniwiłam. Co do tamtego zdania: też mi nie pasowało, ale ni cholerę nie mogę sklecić innego. Ciężkie życie blogera, moja droga Ewelino ;)
      Również pozdrawiam, następny rozdział już za kilka dni... albo szybciej!

      Usuń
  2. Jeeeeej nareszcie ktoś poza mną wytknął ci błędy ;) Niezmiernie się cieszę! A rozdział świetny (jak na ciebie oczywiście). ~K.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super ;) Ale miało być kilka dni, a już są prawie 2 tyg. :/

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawie rozwija się akcja. Czekam na dalszy ciąg opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
  5. Very interesting and surprisingly. I look forward to the next chapter.I think I'm the first from England ;)

    OdpowiedzUsuń

Czytelniku, zostaw po sobie ślad. Dla ciebie to tylko moment, a dla mnie twoja opinia jest ważna :)